18 lipca 2012

"Zieleń szmaragdu" Kerstin Gier

Zieleń Szmaragdu to trzeci tom trylogii czasu.
Co robi dziewczyna, której  właśnie złamano serce? To proste: gada przez telefon z przyjaciółką,  pochłania czekoladę i całymi dniami rozpamiętuje swoje nieszczęście. Ale Gwen - podróżniczka w czasie mimo woli - musi wziąć się w garść, chociażby po to, żeby przeżyć. Nici intrygi z przeszłości także dziś splatają się w zabójczą sieć. Złowrogi hrabia de Saint Germain jest bardzo bliski swego celu: Gwendolyn musi stanąć do walki o prawdę, miłość i własne życie.





   Tak długo czekała na możliwość poznania dalszej historii Gwendolyn i Gideona, że całkowicie zapomniała, jak skończył się ostatni tom. Trudno - pomyślała. Odświeży sobie wszystkie trzy tomy za kilka lat, wszystkie naraz. Teraz musi przeczytać "Zieleń szmaragdu" bez wspomagania, bo inaczej pęknie. Nie odda tej książki zachłannej bibliotece bez czytania.
   Zarywała noce, lecz zmęczenie nie pozwalało jej przebrnąć przez pierwsze 50 stron. Odłożyła książkę, poczekała na odpowiedni moment i długą podróż pociągiem z Przemyśla do Krakowa spędziła z nosem w książce i uśmiechem na ustach. Nic, że ludzie na widok jej ucieszonej do powieści buzi brali ją za kompletną wariatkę. Warto było przemóc w sobie nieśmiałość i cieszyć się z lektury. Gorzej, gdy wybuch śmiechu trzeba było powstrzymywać - takie zachowania wychodziłyby ponad przyjętą normę. Z wysiłkiem niemałym, z prawie kamienną twarzą dotrwała do ostatniej strony.
   Przez czytanie w pociągu przy bardzo uciążliwej parze nie mogła się skupić. Mimo to Kerstin Gier jak zwykle jej nie zawiodła i zabrała do prawie idealnej krainy. Takiej, którą sama chciałaby kiedyś stworzyć. Z zabawnymi, odrobinę przerysowanymi bohaterami. No może nie wszyscy zasługują na miano zabawnych ale Gier tak pisze, że łatwo wyprzeć z umysłu całe zło. Hrabia i Rakoczy to postacie zdecydowanie negatywne. Nie ma w nich krzty dobra. Dobrze wiedzą, do czego dążą - nieważne, że po trupach. Według przepowiedni, aby hrabia de Saint Germain osiągnął swój cel, ktoś musi ponieść śmiertelną ofiarę. Dlatego akcja pędzi i leje się krew. A także łzy - całe hektolitry łez. 
   Marta, aby na chwilę odpocząć od nadmiaru wrażeń, spoglądała w okno na uciekający przed nią krajobraz nizinny. Pola, lasy, czasem domy. Nic szczególnego, ale serce i tak kołatało jej jak szalone. A łapanie ciekawskich spojrzeń studenta szkoły wojskowej wcale nie pomagało na nadszarpnięte przez przemądrzałego Gideona nerwy. Jak on mógł tak igrać z uczuciami Gwen? Przez te wszystkie zabiegi dziewczyna nie wiedziała, komu może zaufać. A tylu bohaterów mogło być zdrajcami. Czy ktoś znał prawdziwe zamiary hrabiego?!
   W miarę czytania z trudem wyrabiała sobie opinię o tej książce. To Kerstin Gier - kochałaby ją nawet gdyby pisała już tylko instrukcje obsługi niemieckich żelazek za grube miliony. Czytało się jak zwykle cudownie. Ten styl, ci bohaterowie. Najlepsza przyjaciółka jaka może się trafić - Leslie. Najśmieszniejsi członkowie rodziny - ciotka Glenda i Charlotta. Genialny duch Xemerius. To ciepło bijące od książki. Ta powieść mogłaby nie mieć końca! Jednak czytając, w jej głowie czaiły się też myśli, że chyba jest na to wszystko za stara. Było tak pięknie, ale im człowiek starszy tym mniej ufny - tak ciężko było przyjąć całą tą "love in the air". Wypierała te sugestie w jak najgłębsze zakamarki swojej świadomości, ale niestety... do głębokich przemyśleń raczej zdolna nie była, więc niesforna myśl wypływała bez trudu na mieliznę. Słowem: było jej tak słodko, że aż czasami mdło i chciała bohaterami potrząsnąć. Wołała też o pomstę do nieba i błagała o pistolet. Na szczęście rzadko i nie dość głośno. Bo tak naprawdę byłoby jej przykro.
   "Co nie znaczy, że książka jest zła!" chciała wykrzyczeć w twarz wszystkim podsumowującym jej przemyślenia. Naprawdę Gier się postarała i zakończyła tę serię z godnością. "Ale niechaj już do niej nie wraca..." dopowiadały złośliwe gargulce. Tak, Marta nie chciała niszczyć wizji "żyli długi i szczęśliwie" kolejnymi tomami. Trylogia Czasu była dla niej jedyną i niepowtarzalną serią o nastoletnich podróżnikach w czasie. Nie wierzyła, że może przytrafić się lepsza. Dla autorki bohaterka tego opowiadania chciała rozpocząć naukę języka niemieckiego. Z powodu ogromnego lenistwa porzuciła ten wzniosły pomysł, jednak wiedzcie - że gdy Marta chce się uczyć niemieckiego, to na pewno coś się dzieje...

***
16 lipca obchodziłam... uhuhu, nie wiem którą już rocznicę publikacji pierwszej notki mojego pierwszego opowiadania w internecie. Pierwszy blog i tak dalej. Wszystko pierwsze :)

Cieszę się, że wciąż bloguję, choć w odmiennej formie. Mam nadzieję, że nadal będzie mnie to cieszyć i Was wszystkich wkoło też. Nie chcę być bez Was w blogosferze. Może nie jest nam tak idealnie, jak w powyżej opisywanej bajce ale wierzę, że jeszcze może być lepiej. I z taką oto optymistyczną myślą żegnam się z państwem dzisiaj. Dobranoc! :*