8 marca 2011

"Z deszczu pod rynnę" Kerstin Gier

Gerri nic się w życiu nie układa. Jako jedyna spośród czterech sióstr nie skończyła studiów, nie ma dobrze płatnej, stałej pracy, mieszka kątem na poddaszu u okropnej ciotki, nie ma też – w przeciwieństwie do swoich przyjaciółek - męża ani nawet stałego przyjaciela. Nie ma szczęścia, ani perspektyw poprawy na lepsze. Ma za to trzydziestkę na karku.
Postanawia zatem zakończyć swoje bezsensowne życie. Zdobywa potrzebną ilość środków nasennych, wyrzuca z szafy wszystkie rzeczy, by rodzina nie miała kłopotu z likwidacją mieszkania, idzie do fryzjera, za ostatnie pieniądze kupuje szałową kieckę, by po śmierci jak najlepiej wyglądać i pisze pożegnalne listy. Niemniej nawet w ostatniej godzinie życia prześladuje ją pech i perfekcyjnie przygotowane samobójstwo wcale nie okazuje się takie proste.

   Zdesperowana pisarka tanich romansów postanawia ze sobą skończyć. Nie układa jej się w życiu osobistym, do czego się przyzwyczaiła i co codziennie znosi z pokorą, ale gdy i w życiu zawodowym grunt sypie jej się pod nogami nie może pozostać bezczynna. Samobójstwo z klasą to jedyna rzecz o jakiej naprawdę marzy bohaterka bestsellerowej powieści Kerstin Gier.
   Książkę tę dostałam na osiemnaste urodziny od przyjaciółki. Okładka spodobała mi się od pierwszego wejrzenia ale z racji nawału innych lektur ciągle odkładałam tę pozycję na bok. Od wakacji zdążyła się już porządnie zakurzyć i gdy nadeszły ferie i przygotowanie do niesławnej olimpiady postanowiłam sobie ulżyć w mękach biologicznych i zaszaleć z dłuższą lekturą (z tego właśnie powodu ją odkładałam, książka ma wprawdzie 335 stron, ale małe literki odstraszały mnie na poważnie). Pomyślałam sobie, chociaż zacznę... i nie mogłam przestać. Czytałam do czwartej rano, aż zabrakło mi stron :)
   Geri poznajemy na obiedzie u rodziców. Co niedzielę zbierają się tam też jej siostry (z partnerami i dziećmi, których imion nie wymienię gdyż książka powędrowała w kolejne ręce). Jednak, co najważniejsze, wszystkie miały być synkami, i tak Martin został Martiną, Ludwik - Ludwiką... Geri miała być chyba Gerardem albo jakoś tak i jej imię też nie brzmi przez to najlepiej, dlatego w książce pojawia się jako Geri po prostu lub, jak to uwielbia przekręcać jej matka: Ri-lu-ge, albo: Ma-ri-lu... i tak dalej. Cztery córki to zbyt wiele do zapamiętania.
   Rodzice Geri nie mogą wybaczyć jej przerwania studiów i hańbiącej dobre imię ich rodziny pracy - pisarki romansów (dodatków do czasopism), co wypominają jej przy każdej wizycie i co ukrywają przy każdej rozmowie ze znajomymi czy dalszą rodziną. A fakt, że pomimo trzydziestki na karku wciąż jest singielką, jest tematem żartów na rodzinnych spotkaniach. Sama też zauważa w tym coraz więcej wad, gdyż przyjaciele nieustannie zmieniający stan cywilny i wychowujący kolejne dzieci nie są najlepszymi towarzyszami rozmowy.
   Geri nie ma łatwego życia. Po rzuceniu studiów dla wątpliwej kariery pisarskiej, (która mimo wszystko w pełni ją zadowolą i pozwala przeżyć od wypłaty do wypłaty) nie myślała za wiele o przyszłości i wciąż ma przedłużane umowy o pracę. Od kilku lat pisze jeden romans co dwa tygodnie, co daje około 24 książek rocznie. I cóż z tego, skoro po tylu latach nienagannej pracy w jej firmie zmienia się zarząd a jej grozi zwolnienie? A do tego nowy szef, na którym miała zrobić jak najlepsze wrażenie, przez przypadek ujrzał ją pijaną. I w tym momencie przychodzi jej na myśl tylko samobójstwo.
   W tym momencie akcja zaczyna pędzić jak szalona, a kolejne rozdziały najprawdopodobniej zbliżające do niechybnej śmierci Geri, rozdzielane są jej pojedynczymi listami pożegnalnymi. I nie byłoby w nich nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż Geri pragnie przerwać milczenie i każdemu pisze wszystko co o nim myśli. Dosłownie wszystko. I tu mogę wtrącić - bo spojleruję chyba za bardzo, że te listy są genialne i one właśnie nadają przekomiczny charakter tej książce. Niewątpliwy talent pisarski Geri (i autorki) tylko dodaje im uroku.
   Jak zostaje podane w opisie, w ostatniej godzinie przed śmiercią główną bohaterkę prześladuje potężny pech. Były chłopak spotyka ją w hotelu, w którym chciała spędzić ostatnie minuty życia (na strój i wystrój przedśmiertny wydała wszystkie pieniądze jakie miała) i oboje wpadają na trop pary kochanków, z których kochanka jest narzeczoną byłego chłopaka Geri. I tutaj zakończę,bo mam nadzieję, że sięgniecie po tę książkę.
   Styl autorki jest tak przyjemny, że książkę czyta się bardzo szybko i płynnie, a ironia i komizm wylewają się strumieniami z wszystkich rozdziałów. Ciężko mi opisać wrażenia, gdyż zaraz po skończeniu książki miałam maślane oczy jakbym przeczytała najlepszą książkę na świecie. I dla mnie taką ona pozostanie na długo - jednak za odczucia innych nie ręczę. Nie mogę też znikąd wyciągnąć jakichś powalających statystyk, bo ta książka nigdy nie była na fali popularności - a szkoda. Nie wiem dlaczego innych odstrasza? Może przez to, że autorka jest z Niemiec? - w naszym tolerancyjnym kraju nie powinno to jednak robić żadnej różnicy.
   Wartka akcja i chwytliwe dialogi to kolejny wielki plus tej książki. Czasami powieść aż kipi od akcji i autor traci wątek - tutaj takich tendencji nie zauważyłam. Książka jest dopracowana w szczegółach i dynamika fabuły nie męczy, wręcz przeciwnie, czytając tą książkę zapomina się o całym bożym świecie. W budowaniu napięcia mogę ją porównać do kosztowanych (mało powiedziane) dzisiaj czekoladek ptasiego mleczka. Najpierw zjada się czekoladę z wierzchu, a potem zatapia w miękki środek... i przechodzi do następnej czekoladki :) Tak samo tutaj, żadna strona nie jest zbędna.
Z czystym sercem mogę polecić tę książkę każdej damie :)

Życzę miłego świętowania i przyjemnej lektury!


Tytuł oryginalny: Für Jede Lösung ein Problem
Autor: Kerstin Gier
Wydawca:  Wydawnictwo Sonia Draga
Ilość stron: 335
Rok wydania: 2009

3 komentarze:

  1. Ciekawe, ciekawe. Może, może...

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi ciekawie.. Jak wpadnie mi w łapki, to chętnie przeczytam:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, recenzja strasznie mnie zaciekawiła, a motyw samobójcy jeszcze bardziej mnie interesuje. ^ Jak wspomniały przedmówczynie - ciekawie, bardzo ciekawie.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz i poświęcony mi czas :)