11 czerwca 2011

"Drugie życie" Andrzej Sikora

Właściciel wielkiego koncernu, siedemdziesięciotrzyletni Michał Jurski, dowiaduje się, że choruje na nieuleczalny nowotwór. Przyjaciel chorego, profesor Edward Borek, niespodziewanie proponuje przeszczepienie mózgu pacjenta w zdrowe ciało młodego dawcy. Problem w tym, że profesor wprawdzie robił już takie operacje z powodzeniem, ale tylko na zwierzętach. Załamany przedsiębiorca, nie widząc dla siebie innej szansy, godzi się na ryzykowny eksperyment. Nieustannie zajęty pomnażaniem majątku Jurski postanawia, że jeśli arcytrudne przedsięwzięcie powiedzie się, darowane mu drugie życie poświęci dla dobra innych. Operacja odbywa się nielegalnie. Jurski staje się przystojnym, zdrowym, młodym człowiekiem, lecz od tej chwili musi udawać dawcę. Jako Julian Podhorecki rzuca się w wir pracy. Podtrzymuje stosunki rodzinne z niczego nieświadomymi rodzicami i siostrą dawcy. Zakochuje się też w jego dziewczynie. Kontynuuje studia ekonomiczne, które rozpoczął dawca. Wikła się w politykę i zostaje posłem do Parlamentu. Niestety, nadmiernie obciążony mózg zaczyna płatać mu figle.

   Wyjątkowo dziś, recenzję piszę naprawdę świeżo po przeczytaniu książki. Nie zdążyłam jeszcze ochłonąć, a już się boję, że wszystko co sobie poukładałam w głowie, prędko mi z niej wyleci. Czemu? Ponieważ w powieści "Drugie życie" Andrzeja Sikory tak wiele i mało się dzieje zarazem, że ciężko to opanować. Czuję, że powinnam ułożyć jakiś bilans strat i zysków - to byłoby całkiem w stylu głównego bohatera. Tylko którego? Starego wygi ekonomisty Jurskiego, czy studenta-ekonomisty Podhoreckiego? Zacznijmy więc od początku.
   Jak głosi opis, a opisy rzadko bo rzadko, ale warto czytać - Jurski, schorowany przedsiębiorca w podeszłym wieku, bardzo chce jeszcze coś zdziałać. Wie, że wisi nad nim wyrok raka, w tak poważnym stadium, że jest już nie do zatrzymania a pomimo to nie chce się z tym pogodzić. W tym momencie, gdyż już nawet najlepsza klinika w Jokohamie nie daje mu żadnych szans, jego wieloletni przyjaciel i wybitny transplantolog podrzuca mu kontrowersyjny pomysł operacji przeszczepu mózgu. Jest to oczywiście kuracja eksperymentalna, przez doktora z umiarkowanym powodzeniem stosowana na zwierzętach.
   Jurski oczywiście zgadza się, przyrzekając, że darowane mu drugie życie wykorzysta pomagając ludziom. I znając jego naprawdę nieciekawy charakter, apodyktyczność, "asertywność" jak to określa narrator a także traktowanie przez niego pracowników jak maszynki do wytwarzania pieniędzy ciężko w to uwierzyć. Jego najbliższy współpracownik - Roman Dworak - wspomaga go oczywiście, organizując ekipy szukające odpowiedniego dawcy, załatwiające "papierkową robotą". Wszystko gra - w zamyśle bogatego przedsiębiorcy - jednak czytelnik ma inny obraz na sytuację. Dawca, czyli Julian Podhorecki to zwyczajny chłopak, który cieszy się życiem i nic nie zapowiada wydarzeń, które miałyby to nagle zmienić. W takim razie, skoro jest zdrowy, zna się na ekonomii i pasuje do bajki wymyślonej przez Dworaka, można przyspieszyć przygotowania do dawstwa całego organizmu... określając to po prostu mianem zabójstwa.
   I tak zaczyna się cała historia. Drastyczny początek jednak nie jest zapowiedzią ogromnych koszmarów, ciężkich przeżyć i całej tej traumy, jakiej można by oczekiwać. Autor miał inny pomysł na fabułę i muszę przyznać, że nie robiąc z tej książki sensacyjnego horroru (bo przeszczep mózgu już pachnie małym science-fiction) nadał jej całkiem ciekawe - odmienne od prezentowanej aktualnie prozy - oblicze. Oblicze powieści obyczajowej, z nutą psychologicznych wynurzeń i politycznych agitacji. Nie twierdzę przez to, że autor chce nawracać naród, ale przez społeczny charakter działań Jurskiego vel Podhoreckiego możliwe, że poznajemy jego poglądy, a już na pewno poglądy głęboko zaangażowanego ekonomisty, który wierzy w poprawę polskiej gospodarki. Mnie to zaciekawiło, ale ja interesuję się trochę polityką (wyłapywaniem tego, co naprawdę ważne w dyskusjach naszych posłów). Ale zapędziłam się, bo za nim bohater czuje pociąg do polityki, mocno angażuje się w związek Juliana z Małgorzatą i w ogóle jego relacje rodzinne. Mógłby zniknąć, zmienić wygląd, ale on chce się zmierzyć z życiem człowieka, któremu je odebrał i stara się zastępować Juliana w jego roli. Każdej roli. I oczywiście, pod wpływem Małgorzaty, naprawdę zabiera się za akcje charytatywne, żeby nie być gołosłownym. W końcu właśnie po to chciał drugiej szansy - aby w końcu z tego majątku, który zgromadził, zrobić pożytek.
   Cóż począć, że intensywny tryb życia i wielka chęć działania najczęściej oddala go od jego celów i powoduje mocne rozdwojenie jaźni. Chce być Julianem, ale przecież ma mózg Jurskiego - tego nie da się od tak pogodzić. Z tym trzeba żyć, teraz nie może się już poddać.
   Powieść, zdecydowanie wielowątkowa, w której dzieje się naprawdę wiele, ale... no właśnie - dlaczego na początku napisałam, że dzieje się mało? Czyżbym i ja miała rozdwojenie jaźni? Najprawdopodobniej nie, ale bardzo mi było przykro, gdy wszystkie pojawiające się na horyzoncie problemy znikały tak szybko jak jesienią liście z drzew. Autor miał naprawdę genialny pomysł na całą książkę, wszystkie wydarzenia, ciekawe postacie o wyrazistych charakterach (w większości), ale zabrakło pazura, krwi... Może żądam zbyt wiele, ale czasem naprawdę mi tego brakowało.
   Nie mogę tego powiedzieć o stylu w jakim została napisana recenzowana przeze mnie książka, a także o narracji, całkiem męskiej (to aż było czasami czuć) - zdecydowanie to było na plusie. Książkę czytało mi się naprawdę szybko i przyjemnie, i na pewno nie żałuję poświęconego jej czasu. Czasami fakt, że akcja dzieje się w niedalekiej przyszłości, ciągle mówimy o pieniądzach w euro a także katastrofy pogodowe w Polsce wywoływały uśmiech na mojej twarzy (śnieg po pachy, utopione pociągi?). Jednak chyba dobrze, że była to niedaleka przyszłość, bo kto by teraz uwierzył w przeszczepy mózgu w Polsce? To byłaby bajka - a tak, za kilka lat może i u nas rozwinie się nanotechnologia i będzie to bardziej prawdopodobne?
   Cieszę się, że tę pozycję wybrałam sobie do recenzji i zdecydowanie polecam ją wszystkim. A jeżeli ktoś się boi, i woli jednak romantyczne paranormale, cóż... Zatem będzie to doskonały prezent dla rodzica, szczególnie dla tego interesującego się polityką (najczęściej to ojcowie, a Dzień Ojca się zbliża, oj zbliża...). Naprawdę warto dać szansę polskim pisarzom, szczególnie tym z pomysłem na książkę :)



Autor: Andrzej Sikora
Ilość stron: 406
Rok wydania: 2010

4 komentarze:

  1. Po pierwsze (zaczynając od końca) strasznie cieszę się, że udało mi się dopasować książkę dla Ciebie. Bo, co prawda to Paula ją ofiarowała :D Ale to na mnie spoczął trud dopasowania książki do danej osoby, więc życzę Ci miłego czytania! :)

    A teraz przechodząc wyżej, czyli do początku. Gratuluję wygranej w konkursie !:)

    I recenzja. Mam takie trochę mieszane uczucia, co do książki... może kiedyś się na nią skuszę, skoro czyta się ją dosyć szybko i mimo jakichś minusów jest ciekawa :)
    Nie martw się o recenzję :) Ja też często piszę od razu po przeczytaniu książki. Czasem zaczynam nawet w trakcie.
    A zakończenie recenzji świetne haha :D Rodzice koniecznie powinni to przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniecznie muszę ją przeczytać:)). A poza tym ciekawy stosik. Gratuluję:))
    Nie wiem dlaczego, ale nie mogę zapisać Twojego bloga do blogrolla (odwiedzanych). Próbuję już od jakiegoś czasu i nic z tego...
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Choć nie bardzo interesuję się polityką, to książka mnie ciekawi, więc z chęcią ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz i poświęcony mi czas :)