Policja otrzymuje tajemnicze zgłoszenie o samobójstwie. Zamknięty od środka pokój. Martwy mężczyzna. Broń, na której znajdują się wyłącznie odciski palców ofiary. Jednak zdaniem przybyłego na miejsce komisarza Potockiego nie mogło to być samobójstwo. Ślady zdają się wykluczać również morderstwo. Zagadkowa śmierć jest jednak dopiero początkiem niezwykłych zdarzeń...
W gabinecie notariusza pojawia się pięć kobiet o tym samym imieniu i nazwisku.
"Spoglądały na siebie nieufnie. Ojciec okazał się łajdakiem i jest ich pięć. Pięć Natalii, ale nie pięć sióstr. Umysł to rozumiał, serce jeszcze nie. Poczucia pokrewieństwa ani wspólnoty dusz nie miały. Nie miały też wspólnej przeszłości i, co bardzo prawdopodobne, przyszłości. Wiedziały, że ojciec był ich wspólny, ale następstwa tego faktu też wydawały się dziwnie odległe. W krótkim czasie zostały zbombardowane tyloma szokującymi informacjami, że nie do końca mogły się w nich połapać."
Gdy zastanawiam się jak zacząć tę recenzję, jak określić dynamikę książki i moje odczucia odnośnie treści na myśl przychodzi mi wiersz "Lokomotywa" Tuwima. Ponieważ, kiedy wzięłam potężne wręcz tomisko do ręki (powieść Olgi Rudnickiej to takiej średniej wielkości cegła na ponad 500 stron) pierwsze strony wydawały mi się nie do przejścia. Fabuła i pomysł na nią wydawał mi się strasznie sztuczny, wykonanie może nie toporne ale czegoś mi ciągle brakowało. I czemu ten policjant mimo wszystkich dowodów na zajście samobójstwa, był za zabójstwem? Powiało mi upiornym uporem, żeby tylko przepchnąć ten pomysł w kryminał.
Jednak jak to z lokomotywą było, początki może są i trudne, i ciężkie a nawet bolesne ale gdy już pociąg się rozpędzi, to nikt go nie zatrzyma. Nie śmiejcie z mojego porównania i kolei, bo pomiędzy dużymi miastami te pociągi potrafią się rozpędzić nawet w Polsce :) Zaś w moich okolicach (Bieszczady) ich średnia prędkość to 20 km na godzinę, ale jak zwykle straciłam wątek.
Gdzie Natalii 5 - tam na pewno nie wieje nudą. Rym słaby ale sens historii uchwycony - bo chociaż dziewczyny poznają się dopiero dzień po samobójstwie ojca-bigamisty to przez bardzo różne stosunki rodzinne i brak zaufania do nowych sióstr zamieszkują wszystkie willę swego ojca. I tak rozpoczyna się właściwa historia poznawania tajemnic ojca, tajemnic jego interesów i tajemnic domu w Mechlinie, który zamieszkują w siódemkę (wraz z dziećmi Natalii - drugiej z kolei). Co skłania pięć kobiet o całkowicie odmiennych charakterach do znoszenia się w jednym domu? Zadanie, które ojciec zostawił im do wykonania w swoim testamencie.
A co to za nieustający w rozwiązywaniu zagadek policjant? Komisarz Adrian Potocki, którego partnerem jest komisarz Marcin Kurek - proszący przyjaciela o zachowanie trzeźwości umysłu i zaprzestanie lektury książek Agathy Christie. W końcu wszystkie dowody wskazują na samobójstwo. Czy mogłoby być inaczej? Właśnie to pytanie nurtuje najbardziej Potockiego a później i Natalie. Co też wymyślił ich ojciec, którego, wydawało im się, że znały dość dobrze.
Boję się pisać cokolwiek jeszcze, a chciałabym - i to dużo! Nie chcę "spojlerować", bo w tej książce dzieje się tak wiele, że mogłabym po drodze powiedzieć za dużo. Przyjemność z zagłębiania się w lekturę pozostawiam w całości Wam. Czytajcie, śmiejcie się do rozpuku (naprawdę musiałam chować twarz w poduszkę, żeby odwiedzająca mnie kuzynka nie pomyślała, że ma do czynienia z kompletną wariatką) i czerpcie garściami dobry humor zawarty w genialnych wręcz dialogach. Opisy też są niczego sobie, jednak rozmowy sióstr Sucharskich, które czasem nawet zawierają sojusze, są po prostu bezbłędne. W końcu, nie można się wiecznie nienawidzić. Szczególnie wtedy, gdy jest się sobie nawzajem potrzebnym. Dlatego też książkę "Natalii 5" dopisuje do listy moich ulubionych powieści i nie ma bata, żeby je ktoś zdetronizował albo żebym o nich kiedyś tam zapomniała. Nie ma szans. Te dziewczyny: Anna, Natalia, Nata, Magda i Natka są nie do pomylenia :) Wprawdzie co do koloru włosów mogłabym się nieco zająknąć, ale co do charakteru i ubioru - nigdy.
Pokochałam "Natalii 5" całym serduchem i żałuję, że to już koniec przygody. Drugiej części nie będzie, a książka musi opuścić moją półkę aby ucieszyć kolejną osobę jako idealna wczasowiczka. Obiecuję, że ta powieść poprawi Wam humor i wywoła szczery uśmiech na Waszych twarzach. Obok tych pięciu nietuzinkowych Natalii nie można przejść obojętnie :)
PS. Wątki miłosne to tylko epizody - nie bójcie się ckliwego romansu ale Sherlocków Holmesów w spódnicy.