Jednak zanim rozpoczął się SKP to miałam prawie cały luty ferii - od popołudnia 4. do wieczora 26 lutego. Miałam więc czas na czytanie i nadrabianie zaległości filmowych. Ze wstydem przyznam, że częściej nadrabiałam to drugie - jednaaaak!, powtarzam - coś tam przeczytałam. A mianowicie Włóczykijki, których miało nie być.
Maleńka książka, która odpychała mnie od pierwszego spojrzenia. Ja się na nią zapisałam? Sprawdziłam, i tak. Pewnie chciałam dać szansę tej autorce, choć wcześniej opisy jej książek do mnie wcale nie trafiały. Ale słowo się rzekło i słodycze zjadło.
Miłośnica to opowieść o znanej polskiej agentce wywiadu brytyjskiego z czasów drugiej wojny światowej. Krystyna Skarbek, bo tak na początku nazywała się - o ile dobrze pamiętam - główna bohaterka, wiodła życie ciekawe, barwne, trochę dziwkarskie (wybaczcie!) i szczerze mówiąc, trochę za nadzwyczajne.
Polska, rok 1982. Znany pisarz zwraca się do młodej dziennikarki, która popadła w niełaskę władz z prośbą o zebranie dokumentacji na temat hrabiny Krystyny Skarbek, arystokratki pochodzenia żydowskiego. Początkowo jest to dla dziennikarki tylko praca, rychło jednak "śledztwo", które prowadzi, wciąga ją, a wyłaniający się z niego obraz kobiety zaczyna fascynować. Bo też historia, którą poznaje, jest naprawdę niezwykła. Tajna agentka polskiej armii podziemnej, potem także brytyjskiego wywiadu, piękna Krystyna, podczas wojny posługująca się pseudonimem Christine Granville, wywiera wpływ na każdego, kto się z nią zetknie. Kolekcjonuje kochanków i bohaterskie czyny, nie przejawia za grosz ostrożności, rozkosz i śmierć dzieli w jej życiu ledwie dostrzegalna granica. Wokół historycznej postaci Krystyny Skarbek Maria Nurowska zbudowała barwną i wielowątkową opowieść o kobiecie zmagającej się z okrutnym losem, pełnej sprzeczności, do końca nieodgadnionej.
Może ja nie zrozumiałam tej powieści, nie dojrzałam do tego typu prozy ale mnie kolejne miłosne przygody bohaterki, notoryczne zmiany nazwiska, zakochani w niej mężczyźni najzwyczajniej w świecie nudzili. Autorka pisze świetnie, dzięki niej dotrwałam mniej więcej do połowy książki a jej narratorka mnie zaintrygowała ale sama Krystyna Skarbek nie zaskarbiła sobie mojej sympatii.
Prawdopodobnie dlatego, że gdybym żyła w jej czasach, byłabym żoną jednego z tych frajerów, którzy po pierwszym spotkaniu z agentką oddaliby jej swoje dusze i pozostawili całe dotychczasowe życie by móc wędrować po górach przy jej boku. Takie jest moje podejrzenie. Ale może dlatego też, że nie rozumiałam jej poświęceń, tych specjalnych zadań, które miała do wykonania, nie widziałam w nich sensu i nie pojmowałam ich rangi. Może będę okrutna, ale strona po stronie coraz bardziej chciało mi się rzygać tą perfekcyjnością bohaterki. Ani przez chwilę jej nie współczułam i nie rozumiałam, dlaczego musiała kochać się z każdym napotkanym mężczyzną. Jednak, co podkreślam, to tylko moje odczucia. Może byłam od początku uprzedzona.
Prawdopodobnie dlatego, że gdybym żyła w jej czasach, byłabym żoną jednego z tych frajerów, którzy po pierwszym spotkaniu z agentką oddaliby jej swoje dusze i pozostawili całe dotychczasowe życie by móc wędrować po górach przy jej boku. Takie jest moje podejrzenie. Ale może dlatego też, że nie rozumiałam jej poświęceń, tych specjalnych zadań, które miała do wykonania, nie widziałam w nich sensu i nie pojmowałam ich rangi. Może będę okrutna, ale strona po stronie coraz bardziej chciało mi się rzygać tą perfekcyjnością bohaterki. Ani przez chwilę jej nie współczułam i nie rozumiałam, dlaczego musiała kochać się z każdym napotkanym mężczyzną. Jednak, co podkreślam, to tylko moje odczucia. Może byłam od początku uprzedzona.
Jak kończy się powieść? Jakie płynie z niej przesłanie? Czy coś z niej wyniosłam. Nie odpowiem Wam na te pytania. Przyznaję się bez bicia, tej Włóczykijki nie skończyłam i nie mam zamiaru chyba nigdy kończyć. Mam nadzieję jednak, że kogoś ta powieść zauroczy. Czemu nie? Nie wszyscy w końcu mają tak parszywy charakter jak ja :)
Kiedy zapisywałam się na tę z kolei powieść zrobiłam to dlatego, że wszyscy ją zachwalali. Okładka była dla mnie wręcz koszmarna, opis był nieszczególny, autorka nieznana.
Któż z nas nie marzył o ucieczce z pełnego zgiełku, hałaśliwego miasta na cudowną wieś, gdzie czas płynie innym trybem i można spotkać niezwykłych ludzi? Powieść "Magiczne miejsce" opowiada historię życia na prowincji, w małej, ale za to bardzo malowniczej wiosce. Jej mieszkańcy są niezwykle oryginalnymi osobami: ktoś po amatorsku zajmuje się astronomią, inna osoba wytwarza perfumy dawnymi metodami, jest pasjonat piractwa i literatury marynistycznej.
Tym razem w książce pojawia się wątek miłosny, jest też historia przygodowo-kryminalna. Książka - podobnie jak "Napisz na priv" budzi pozytywne emocje, jest ciepła i krzepi (jak cukier).
Pisząc "Magiczne miejsce", miałam ciągle przed oczami moje dwa ulubione seriale telewizyjne, utrzymane w podobnym stylu: "Przystanek Alaska" i australijskie "Córki McLeoda". Mam nadzieję, że i ta książka znajdzie swoich zwolenników, choć jest (tematycznie) zupełnie inna niż "Napisz na priv". - Agnieszka Krawczyk.
Do tego, o zgrozo, nie cierpiałam serialu "Córki McLeoda". Tak, tak - narzekam na potęgę i jestem idealnym kandydatem na hejtera roku. Owszem :) Ale muszę powiedzieć, że ta akurat powieść pozytywnie mnie zaskoczyła. A co było pierwszym pozytywem jaki zauważyłam? Barwny styl. Czasami aż nazbyt kolorowy jak na czytadło o cudownie szczęśliwym zakończeniu ale na dobrobyt się nie narzeka. Więc i ja poddałam się magii małej miejscowości na końcu Polski leżącej i z zapartym tchem czytałam o mieszkańcach Idy.
Ciekawe, nietuzinkowe postacie, zaskakujące wątki i historie, dość nieprzewidywalne zwroty akcji... dobrze się bawiłam czytając tą książkę. Ubolewać będę tylko nad okładką, bo książka została nią skrzywdzona. A główna bohaterka miała włosy kręcone!
Nie chcę zdradzać fabuły, bo zdecydowanie warta jest poznania przez każdego, kto tu jeszcze zagląda. Dajcie jej szansę :) Uwierzcie mi na słowo i zanurzcie się w tej utopijnej opowieści. Czemu by nie? Czasem można. Bo ta utopia jest... taka w granicach rozsądku, bajkowa. Słodka do bólu ale do przełknięcia. Możliwe, że uznacie mnie za hipokrytkę, bo tak zgnoiłam Nurowską a pochwaliłam czytadło jakich wiele, ale cóż... zdania nie zmienię. Więcej Skarb(k)ów nie zdzierżę, a skarby piratów z "Magicznego miejsca" jakoś jeszcze przełknę.
Do napisania!
Oby w bardziej pochlebnych recenzjach!