6 sierpnia 2012

"Brzydcy" Scott Westerfeld


Tally nie może się już doczekać swoich szesnastych urodzin. Tego dnia w jej świecie każdy przechodzi operację, która zmienia przeciętnych, brzydkich nastolatków w doskonałych ślicznych, żyjących w supernowoczesnym raju, gdzie jedynym zajęciem jest wieczna zabawa. Tymczasem Shay, nowa przyjaciółka Tally, nie podziela jej entuzjazmu i zamiast poddać się przemianie, woli zaryzykować ucieczkę z miasta. Po zniknięciu Shay Tally odkrywa, że nawet w raju nie wszystko jest śliczne. Musi wybierać: albo odszuka Shay i zdradzi władzom miejsce jej pobytu albo też nigdy nie stanie się piękna. Decyzja, którą podejmie, na zawsze odmieni jej świat.





   Jaka jest Marta, każdy wie. Mało myśli, bo jej motto życiowe brzmi: "Myślenie szkodzi zdrowiu". W końcu to od myślenia na twarzy pojawiają się zmarszczki. Jednak o tym, że czekolada na cerę również wpływa źle jakoś zapomina. Pamięć w końcu ulotną jest... Ale nie do końca o tym wysnuję dziś opowieść, choć umysł w powieści "Brzydcy" Westerfelda i jego jasność są dla fabuły bardzo ważne. Dzisiaj trochę ponarzekam.
   Marta postanowiła, że to przeczyta. Dawno wydała na ową pozycję sporo punktów na portalu z wymianami, nastawiła się na dobrą literaturę młodzieżową i gdy w końcu nadszedł czas próby, ledwo podołała. "Chyba jestem na to za stara" - przyznała sobie w duchu i ze smutkiem pokiwała głową. - "Po dwudziestce człowiek to już nie młodzieniaszek z głową w chmurach, niestety". 
   Otworzyła książkę, kiedy na zewnątrz było już ciemno, bo wiadomo, że dla mola to najlepsza pora na czytanie. Przeczytała osiemdziesiąt stron i zmęczona jak po dniówce przepracowanej na tartaku opadła ciężko na poduszkę. I ten scenariusz powtarzał się przez pięć kolejnych dni z drobnymi wyjątkami. To zatroskana mama wyciągała dziewczynie tomiszcze spod głowy, to Marta rano podnosiła je z podłogi. Różnych metod się dziewczę imało, aby okiełznać tę książkę. Skutki wciąż były mierne. 
   I to nie dlatego, że nastawienie było złe. Marta naprawdę chciała polubić tego autora, bo planowała czytanie jego innej, steampunkowej serii. Miała zatem nadzieję, że to będzie przedsmak genialnej lektury... a teraz zaczęła się wahać, czy naprawdę chce poznawać tegoż pisarza dalej. Takie to brutalne myśli kołatały się w jej głowie i wydłubywały jak dłutem kolejną zmarszczkę na jej czole. Bo w końcu powieść interesującą była, trochę dziwaczna (co się z czasem wyjaśniło) ale elementem, nad którym srodze ubolewała czytająca był niezaprzeczalnie styl. Przez małe "s" w tym wypadku. 
   Bo Marta nad stylem się zawsze rozczulała. Ten element stawiała na pierwszym planie przy ocenie książki i to był jej konik i odwieczna bolączka zarazem. I cóż z tego, że styl Westerfelda był prosty a i opisów było jak na lekarstwo, gdy przebrnięcie przez kolejne rozdziały przypominało połykanie kamieni. "No dobrze, może odrobinę dramatyzuję" - wyrzuciła z siebie rozhisteryzowana dziewczyna, rwąc włosy z głowy nad pisaną recenzją. "Może troszkę, ale jak tu czytać, kiedy te zdania takie... kanciaste. Istna mordęga. Jak tak można?!".
   Minęło trochę czasu, wzięła kilka głębszych... oddechów!, i wróciła do pisania. "No nie mogę tak go całkiem skrytykować, jeszcze mnie uznają za hipokrytkę, gdy kiedyś sięgnę po kolejny tom serii. A chyba sięgnę..." - przyznała ze skruchą blondynka. Wiedziała, że kiedyś to może nastąpić. Nie jutro, nie za miesiąc, ale gdyby nadarzyła się okazja, przez czystą ciekawość nie wzbraniałaby się długo. Losy Tally Youngblood były bowiem naprawdę wciągające, barwne ale często też godne współczucia. 
   Jak to jest być brzydką, niestety większość z nas wie - przez kompleksy. Nieważne jak widzą nas inni, ważne co same widzimy w lustrze. Identycznie było z Tally i generalnie wszystkimi nastolatkami występującymi w powieści. No może i pojawiały się jakieś wyjątki, które potem napędzały machinę wydarzeń, jednak pogląd społeczeństwa "Brzydalowa" był taki, że dopóki nie przeszło się operacji, wyglądało się naprawdę okropnie. A ogólnodostępna operacja, której poddawali się wszyscy, miała na celu usuwanie wad i różnic w wyglądzie, co prowadziło do ujednolicenia społeczeństwa. By żyło się lepiej i nikt nie był pokrzywdzony/faworyzowany ze względu na swoją twarz, figurę czy wzrost - taki trochę komunizm. 
   Marta czytała dzielnie i czerpała z tego pewną satysfakcję. Dynamiczna i w żadnym przypadku anemiczna postać Tally robiła na niej wrażenie. Jej odwaga i determinacja, by stać się piękną wzbudzały w niej swego rodzaju podziw choć bohaterka musiała sięgnąć moralnego dna by zrobić swój pierwszy krok ku operacji. I nie mogła, Tally oczywiście, liczyć na zbyt duże wsparcie ze strony dotychczasowych przyjaciół. Jednak - co Marta wyłapała z przyjemnością - ci drugoplanowi bohaterowie nie byli tacy znowu całkiem źli, przerysowani i przewidywalni. Niektóre ich zachowania były zaskakujące i do nich teoretycznie niepodobne. Plus dla autora.
   "Jaki zatem wniosek? Słaby styl, ciekawa fabuła i bohaterowie..." wyliczała przy podsumowaniu dziewczyna. Nie mogła tak po prostu skreślić tej książki, nie mogła też wręczyć jej laur zwycięstwa. Miała duży żal do autora za niedopracowaną powieść. Sama była w końcu kiedyś nastolatką i nie uważała, że bardziej wolała czytać te książki proste w konstrukcji jak budowa cepa od tych piekielnie rozbudowanych i pełnych opisów na trzy strony drobnym drukiem. "Ach Scott..." - westchnęła, z bolącą już od zgryzoty głową. - "Nie mogłeś się, chłopie, bardziej przyłożyć? Czwóra na szynach, więcej Ci nie dam."
   I taką oto myślą wysłaną telepatycznie do autora przypieczętowała swoją fachową opinię. Po czym zmęczona poszła spać. "Krytykowanie innych to jednak wyczerpująca fizycznie i zdrowotnie praca...".

3 komentarze:

  1. To rzeczywiście przykre, gdy spotka się ciekawą fabułę, której potencjał został zmarnowany. Co do stylu to jeśli czytam książkę np. z samymi dialogami i prostym jezykiem to czuję się jakbym czytała książkę dla idiotów ;) choć długich opisów nie lubię, ale bez przesady z upraszczaniem. Choć nie wiem czy o taki dokładnie zarzut wobec tej powieści Ci chodziło ;) w każdym razie styl Twojej recenzji mi się podobał :P PS też zapominam, że czekolada szkodzi na cerę ;)pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. O, w dzieciństwie też się zastanawiałam, jakby to było, gdyby wszyscy byli piękni, ale stwierdziłam, że to by musiało być strasznie nudne ;)) Pomysł na fabułę bardzo ciekawy - szkoda, że niewiele więcej można wychwalać. Twoja recenzja przypomniała mi moje wrażenia po lekturze powieści "Zapomniane".

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny ten Twój nowy styl pisania recenzji :D To prawie jak pisanie osobnych, krótkich opowiadań ;) Po książkę nie sięgnę, ale recenzja super!

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz i poświęcony mi czas :)