Fiona, niedoszła ofiara seryjnego mordercy, próbuje wrócić do normalnego życia. Na pięknej wyspie nieopodal Seattle prowadzi szkołę dla psów i podejmuje akcje ratunkowe. Jej spokój i samotność zakłóca Simon, szorstki i skryty twórca artystycznych mebli, rozczarowany nieudanym romansem z aktorką i mający kłopot ze swoim psem. Bohaterowie z początku niezbyt się lubią, ale z czasem stają się sobie coraz bliżsi. Wszystko zmierza do happy endu? Niekoniecznie. Fiona jeszcze nie wie, że na jej trop wpadł człowiek, który chce dokończyć to, czego nie zrobił niedoszły oprawca sprzed lat. Morderca doczekał się godnego następcy... Czy Simon będzie umiał zapobiec niebezpieczeństwu?
Nora Roberts to ulubiona pisarka mojej mamy. Z rozmów z nią - z moją mamą oczywiście! - zrozumiałam, dlaczego powieści tej pisarki są tak lubiane przez dojrzałe kobiety a nieczęsto doceniane przez młodzież. Młode pokolenie woli czytać o dramatach, o wypruwanych flakach i woli uśmiercać głównych bohaterów. To taki bardzo ogólny wniosek, więc proszę się od razu nie obrażać. Poszukujemy wrażeń, taka jest prawda. A panie, które już co nieco przeżyły, chcą spokoju i szczęśliwych zakończeń. Ktoś w końcu musi nieść nadzieję, że zawsze może być lepiej i do każdego uśmiechnie się kiedyś dobry los.
Nie jest to pierwsze moje spotkanie z twórczością Roberts. Miałam wcześniej do czynienia z powieścią z serii o Eve Dallas, która niestety nie przypadła mi do gustu, bo bohaterowie byli kryształowi, schematyczni i może przez te cechy nie potrafiłam ich polubić i czytać o nich bez mdłości. No może troszkę przesadzam, może książka nie była bardzo zła, ale gdy nawet ja znałam finał tej historii po pierwszym rozdziale, coś musiało być nie tak.
Teraz nie mamy jednak do czynienia z typowym śledztwem. Nie patrzymy na ręce policjantów. Obserwujemy historię z perspektywy ofiary - ofiary, której udało się ujść z życiem seryjnemu zabójcy. A tą właśnie jest Fiona, właścicielka szkoły psów, specjalny członek ekip poszukiwawczych. Osoba skryta, odsunięta od świata, żyjąca w strachu przed koszmarem, jaki spotkał ją wiele lat wcześniej. Dziewczyna ledwo uszła z życiem, gdy gwałciciel i seryjny zabójca obrał ją za cel. Uratowały ją: przypadek, jasność umysłu i scyzoryk otrzymany od bliskiej osoby. Teraz Fiona otacza się psami, bo kocha je i czyni z nich swoich strażników.
Jednak życie nie jest takie proste a niektórzy ludzie nie pozwalają Fionie zapomnieć o przeżytym dramacie. I choć w kręgu najbliższych ma samych wspaniałych ludzi, przyjaciół i rodzinę gotowych zawsze do pomocy, przeszłość powraca. Bohaterka znowu będzie musiała zmierzyć się ze swoim koszmarem. Jednak teraz nie będzie już sama - ponieważ w międzyczasie na horyzoncie pojawia się mężczyzna, który zawróci w głowie trenerce psów. Wątek miłosny musi być, w końcu to Roberts - ale nie piszę tego ze złośliwością. Rozumiem już czemu moja mama uwielbia tę pisarkę. Takie historie miłosne potrafią uskrzydlić, pozwalają się rozmarzyć i cieszyć tą chwilą zakochania. Żeby tak można było naprawdę...
Książkę czytało się bardzo szybko i wsiąknięcie w historię nie było trudne. Zdecydowanie lepiej też wspominać będę tę powieść, gdyż nie wszystko było takie oczywiste, bohaterowie byli dość zróżnicowani i mocniejszych momentów też nie zabrakło, nawiązując do początku tekstu. Nie mogę narzekać na wątek kryminalny, bo był dość rozbudowany ale też nie najważniejszy, nie musimy poznawać wszystkich szczegółów śledztwa. Za to jest wiele emocji, które burzą krew bohaterów i czytelnika. Głupota ludzka, czysta nienawiść i chore fascynacje powodują, że nasz świat bywa okropny - ale naprzeciwko nich autorka stawia miłość, przyjaźń i chęć niesienia pomocy innym, pokazując, że nie wszystko stracone i kiedyś nadejdzie moment, gdy dobro zwycięży nad złem. To zdecydowanie przemawia na korzyść książki. Można wręcz powiedzieć, że to taka właśnie powieść ku pokrzepieniu serc.
Chętnie sięgnę w przyszłości po inne książki tej autorki. Spodobało mi się jej pióro, budowany przez nią dramatyzm czy po prostu historie miłosne. Jej bohaterowie może i są trochę upiększeni, ale skoro tyle mamy problemów sami ze sobą to po co nam jeszcze grające na nerwach postacie. Zamykam oczy i przenoszę się na wyspę Orcas - co najmniej do końca wakacji nie wypuszczam z objęć pewnego stolarza ;)
Żartowałam! Teraz tylko siatkarze :)
Żartowałam! Teraz tylko siatkarze :)