Maryla musi się przenieść z Warszawy do rodzinnej miejscowości matki – Tomaszowa. Dziewczyna buntuje się przeciwko temu pomysłowi – nie chce opuszczać miasta, które lubi, szkoły i przyjaciół. Ale nie ma wyjścia. Nie wie jednak, że przeprowadzka to dopiero początek kłopotów. Marylę czeka spotkanie z babcią i prababcią, które wydają się jej nienawidzić, choć widzą ją po raz pierwszy, a także nowa szkoła i walka o wpływy z lokalną gwiazdą. Okazuje się, że jest także mroczna rodzinna tajemnica do odkrycia…
Zaczynając czytanie tej powieści miałam wiele obaw i wmawiałam sobie, że na pewno mi się nie spodoba, że znowu autorka przesadzi, bohaterowie będą przerysowani, wydumani i schematyczni… No po prostu bałam się ją polubić. Chociaż styl przypadł mi do gustu już od pierwszej strony i szczerze go pani Mańczyk zazdrościłam, to mataczenie matki Maryli – głównej bohaterki – wydawało mi się okropnie sztuczne. Przewidywałam zakończenie, zatem stwierdzam, że było przewidywalne. Jednak mimo to przez długi czas będę tę historię rozpamiętywać.
Maryla, której imię prawidłowo kojarzy Wam się z Marylą Rodowicz, to nastoletnia warszawianka, należąca do grona kujonów walczących o najlepsze stopnie. Ma dwójkę wspaniałych przyjaciół, aż do teraz prawie idealnych rodziców i niewiele problemów na głowie. I wszystko toczyłoby się tak pięknie dalej, autorka nie pisałaby tej książki… jednak znienacka rodzice Maryli rozwodzą się, dzielą majątkiem i mieszkaniem, a matka wywozi dziewczynę z tętniącej życiem i kulturą stolicy do zabitego dechami miasteczka gdzieś w okolicach Lublina, a mianowicie do Tomaszowa Lubelskiego.
Tak jak pisałam we wstępie, chociaż styl pani Mańczyk mnie urzekł to fabuła zgrzytała. Maryla zachowywała się jak dla mnie nienaturalnie, tak jak to tylko bohaterowie książek potrafią a nie z krwi i kości nastolatki. I dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że właśnie dlatego ta książka jest inna od wszystkich i tak bardzo mi się podoba. Z tego powodu też każdą wolną chwilę poświęcałam „Rupieciarni na końcu świata” i strona po stronie, dzień po dniu – bo proces pochłaniania z przyczyn niezależnych ode mnie nie mógł być jednostajny i nieograniczony czasowo – dochodziłam do prawdy ukrywanej przez bohaterów drugoplanowych. Jakby nie patrzeć, całkiem ciekawych bohaterów drugoplanowych. Bo można wśród nich znaleźć naprawdę różnorakie indywidua, od najzagorzalszych chrześcijan po najaktywniejsze emerytki i tak dalej. Żadna postać nie została pokrzywdzona jeżeli chodzi o wyrazistość i wbrew konwenansom babcie tutaj nie są babciami. Stety niestety.
Jak jeszcze napisać, że to nie jest zwyczajna książka młodzieżowa, że nadaje się dla czytelnika w szerszym zakresie wiekowym a historia jest genialna poprzez pomieszanie odwagi zarezerwowanej dla super-bohaterów i realizmu ludzi widywanych na ulicy? Nie mam pojęcia. Brakuje mi słów by opisać wrażenia i waham się, czy dorzucić tę powieść do worka z napisem „ulubione”. Drażniła mnie główna bohaterka. Oj tak, była pyskata, kierowały nią dziwne pobudki ale suma sumarum dążyła do wyznaczonego celu i go osiągnęła. I nie piszcie, że spoleruję, bo jakby nie doszła do rozwiązania to co to by była za książka? Chyba początek jakiejś cudnej trylogii. W tym przypadku mamy do czynienia z pojedynczym, odrębnym dziełem i chwała autorce za to. Na pięciuset stronach zawarła wiele szalonych przygód, wprowadziła kilkanaście ciekawych postaci i co najważniejsze, spięła to wszystko piękną klamrą przyjemnego dla oka stylu.
Już wiem czemu nie polubiłam Maryli – bo zazdroszczę jej świetnych przyjaciół. Takich, dla których warto przejechać pół Polski bez zastanowienia. Główna bohaterka nie ma szczęścia do rodziny ale na pewno nie może narzekać na znajomych, a wiadomo – w pojedynkę się wiele nie zdziała. Chyba, że ma się super-moce :)
Lubię tę serię NK dla młodzieży, ale z "Rupieciarnią na końcu świata" nie miałam styczności. Jeżeli piszesz, że Cię wciągnęła, to przymknę oko na "zgrzyty" i rozpocznę poszukiwania. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
tulipanowo.blogspot.com
Czytałam i miło wspominam. Ogólnie bardzo przepadam za tą autorką, pisze tak... ciepło.
OdpowiedzUsuńA starsza młodzież też może poczytać?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Sam motyw bardzo mi się podoba. Do młodzieży się już nie zaliczam, ale z chęcią sięgam po takie książki na odstresowanie.
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie swoją recenzją, chyba się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że na początku jakoś niespecjalnie miałam ochotę przeczytać tę powieść, ale to się zmieniło po Twojej recenzji. Rozejrzę się za nią:)
OdpowiedzUsuńKsiążkę tę często widzę w promocji NK, ale za żadne skarby nie mogę się do niej przełamać, jednak ta pyskata bohaterka do mnie przemawia, takie ziółka dodają smaczku lekturze, kto wie może wreszcie dam książce szansę :)
OdpowiedzUsuń