Pochodzę z rodziny inteligenckiej, która w czasach PRL-u zubożała, ponieważ nie współpracowała z „przewodnią siłą narodu”. W wieku siedemnastu lat, nie chcąc być ciężarem dla dziadków emerytów, którzy mnie utrzymywali, zacząłem pracować, ucząc się i studiując. Początkowo byłem robotnikiem, później konstruktorem. W tamtych czasach, było trudno o awans nie należąc do partii, ale mimo to zostałem głównym mechanikiem w niewielkiej fabryce i na koniec wicedyrektorem. Po stanie wojennym podjąłem pierwsze próby literackie, jednak bez powodzenia (z tego samego powodu, z którego spauperyzowali się moi przodkowie). Następne próby podjąłem parę lat temu i w 2010 roku wydałem powieść pt. „Drugie życie”.
„Diable ziele” jest moją drugą powieścią.W prywatnym życiu rzeźbię, chętnie uprawiam turystykę, mam wielu przyjaciół.
Do przeczytania powieści pana Sikory zbierałam się bardzo długo. Najpierw czekałam, aż autor sobie o mnie przypomni, potem poszłam na studia, wyrzuciłam z głowy myśl, że ta książka w ogóle do mnie dotrze i nagle gdzieś zimową porą przyszła wraz z pięknym listem z przeprosinami. W trakcie nauki nie miałam czasu, i szczerze mówiąc, jakoś nie chciałam znajdować dla niej choćby chwili. Taka sobie okładka, taki sobie opis. Dałam jej szansę przez wyrzuty sumienia początkiem lipca. Zaczęłam, było ciekawie ale nie porywająco i znowu były ważniejsze książki. Jednak nie mogłam spokojnie patrzeć na półkę, gdy na stosie recenzyjnym wciąż leżało to "Diable ziele" i pokazywało mi rogi. I gdy już przebrnęłam przez pierwsze pięćdziesiąt stron, wsiąknęłam na dobre.
Karol, zwyczajny uczeń podstawówki, od urodzenia mieszkający na wsi i nigdy z niej nosa nie wyściubiający ulega poważnemu wypadkowi. Razem z kolegami chcieli rozbroić niewybuch (niewypał w tekście), co poskutkowało jak można się domyślić wybuchem a potem kalectwem bohatera. Karol staje się w jednej chwili niewidomym, a do tego traci dłoń. Traci nadzieję na jakiekolwiek uśmiech losu.
Co można robić będąc niewidomym we wsi? Gdy słabo się pisze i czyta, nie ma dostępu do mediów, dorośli zajęci są gospodarką... Karol jest w opłakanej sytuacji, jednak niespodziewanie otrzymuje pomoc od osoby, której nikt nie lubi, w tym on, bo pochodzi z rodziny inteligenckiej. Aurelia, znienawidzona we wsi, wyciąga do niego rękę, dając mu szansę na normalne funkcjonowanie i jakąkolwiek przyszłość. Pomaga mu dostać się do szkoły dla niewidomych.
Karol nie jest bohaterem kryształowym, co oczywiście się ceni, ale jego naiwność czasami wydawała mi się nieadekwatna do wieku. I jak długo bym o nim nie czytała, ile lat by już nie miał, wciąż miałam wrażenie, że czytam o nastolatku. Moja wina, powoli przetwarzam. Poza tym wszyscy bohaterowie, ich dialogi i zachowania idealnie oddają klimat tamtych legendarnych, peerelowskich lat. Kartki, ciągła inflacja, inwigilacja i protekcja. Nic mi nie zgrzytało.
Nie powiem, że jest to książka świetna ale na pewno jest dobra i warta przeczytania dla ciekawych PRLu, dla tych którzy chcieliby zrozumieć osobę niewidomą, różnice miedzy wsią a miastem kiedyś. Nie napiszę już więcej, bo boję się cokolwiek zdradzić. Wiem na pewno, że jeżeli pan Sikora coś wyda to z chęcią po to sięgnę. Jego książki mają ciekawą, nietypową tematykę i przyjemny w odbiorze styl. Zdecydowanie są odmianą i odskocznią od popularnych aktualnie nurtów w literaturze. Polecam!
Nie mówię tej książce nie, choć akurat ani czasy specjalnie mnie nie interesują, ani nie czytuję polskiej literatury - zazwyczaj. Ale zobaczymy ^^
OdpowiedzUsuńCzasy w których toczy się akcja niezbyt mnie interesują, tematyka też nie do końca trafia w mój gust. Ale kto wie, może kiedyś po tę książkę sięgnę. ;)
OdpowiedzUsuńniestety nie zainteresowała mnie ta książka
OdpowiedzUsuńPRL lubię, ale teraz przeczytałam jedną książkę, której akcja również rozgrywała się w tych czasach, więc na razie spasuję.
OdpowiedzUsuńTa książka cierpliwie czeka na swoją kolej a po Twojej recenzji chyba zwiększył się jej priorytet. Dziękuję, że mi o niej przypomniałaś :-)
OdpowiedzUsuń