Zostawiły przyjaciół, chłopaków, pracę, aby odnaleźć to, co w życiu najważniejsze. Niezwykły pamiętnik Jen, Holly i Amandy – dwudziestoparolatek, które wybrały się w roczną podróż dookoła świata. Ze starszyzną Yagua w Puszczy Amazońskiej strzelają z dmuchawek, na brazylijskich plażach uczą się capoeiry, pracują jako wolontariuszki w kenijskiej szkole, wraz z tubylcami z plemienia Hmong wędrują po Wietnamie, zwiedzają Australię… Wyprawa przez cztery kontynenty przyniosła im wiele niezapomnianych przygód, ale przede wszystkim stała się źródłem inspiracji i przemyśleń – na temat siebie samych, stosunku do innych i do otaczającego świata.
Kiedy zamykam w dłoniach wrota do innego świata, dotykając okładek idealnego prostopadłościanu złożonego z setek kart zapisanych drobnym drukiem, zawsze czuję się jak w transie. Opuszczam inny świat. Zostaję brutalnie wepchnięta do mojego czasoprzestrzennego perpetuum mobile i muszę wracać bez względu na wszystko. Stawiam ostatnie kroki w innym mieście, kraju, na innej planecie i wiem, że nigdy już tam nie wrócę.
Czasami czuję ulgę, jednak częściej jest mi naprawdę smutno. Nawet gdybym zaczęła czytać od nowa to już nie będzie ten sam świat, ci sami bohaterowie. I właśnie tak czułam się po przeczytaniu powieści "Dziewczyny w podróży" trzech przyjaciółek z Nowego Jorku: Amandy Pressner, Holly C. Corbett oraz Jennifer Baggett. Dziewczyny w podróży czyli dwudziestoośmiolatki pracujące dotychczas w branży rozrywkowej (prasa, telewizja) w Wielkim Jabłku po wspólnie spędzonych wakacjach w Ameryce Południowej decydują się na ponowny wyjazd, tym razem trudniejszy i dłuższy. Mają zamiar okrążyć świat w przeciągu roku, zahaczając o prawie wszystkie kontynenty (odpuszczają tylko Antarktydę i Europę). Nie ma co się jednak bać, podróże po całym świecie to dla tych dziewcząt chleb powszedni. Tylko wcześniej nie musiały rzucać pracy, zostawiać ukochanych i pokonywać tysiące kilometrów z jednym tylko plecakiem, w którym było wszystko, czego potrzebowały przez rok.
Nie powiem, że nasze początki były łatwe. Na wakacjach lubię poczytać książki umiarkowanie lekkie, z prostym stylem i nieszczególnie zagmatwaną fabułą. Takie popularne, sprawdzone tytuły. Tutaj zaś miałam do czynienia z literaturą iście podróżniczą (świetny pomysł z mapkami podróży, od razu człowiek łyknie trochę geografii), a do tego zostałam od razu rzucona na głęboką wodę. Dziewczyny są w Afryce, obserwują ważne, tradycyjne obrzędy i opisują to wszystko z ogromną dokładnością. Zanim przebrnęłam przez te nieznane rytuały i wyobraziłam sobie te kolorowe, tętniące życiem miejsca minęło kilka dłuższych chwil.
Jednak gdy już trochę przyzwyczaiłam się do dziennikarskiego stylu jakim piszą wszystkie dziewczyny (nawet Jennifer, dla której pisanie było nowością), chłonęłam kolejne wrażenia jak gąbka. Ponad pięćset stron zapisanych dość gęstym drukiem czytałam w dzień i w nocy przez tydzień. Nie dlatego, że dziewczyny źle piszą ale dlatego, że nie chciałam przeholować z podróżami. Jeden kontynent dziennie to było dość. Narratorki opowiadały o swoim życiu, o trudach podróży, o konieczności skompletowania wszystkich dokumentów i posiadania więcej niż jednej strony wolnej w paszporcie. Do tego oczywiście miejsca. Bajeczne, rzadko odwiedzane, trochę na uboczu. I wiele, wiele potraw regionalnych.
Nie zawsze było kolorowo. Bohaterki walczyły ze swoimi słabościami - pracoholizm, umiłowanie ciszy podczas snu i jeszcze inne, mniej lub bardziej przeszkadzające w podróży cechy. W podróży, która miała być odpoczynkiem od pracy, dodajmy z akcentem na Amandę. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło - dzięki temu, że wspomniana bohaterka pisała bloga, reszta mogła korzystać z takich profitów jak specjalny samochód do zwiedzania Australii. I pokazać nam ją z innej niż dotychczas strony.
Atutów jest wiele, ponieważ książka jest wiernym zapisem wydarzeń z całego roku - w ciągu którego dziewczyny nabrały takiego tempa w zwiedzaniu, że same uznały iż muszą zwolnić i jakiś czas lenić się do bólu. Niczego przed nami nie ukrywają, prezentują koszty takiej podróży, opisują ludzi na których można się natknąć i jakie gafy popełniają sami turyści w obcych krajach o odmiennych kulturach. I to prawda, co napisano na okładce, po przeczytaniu naprawdę chce się jechać - gdziekolwiek! Najlepiej na długo, daleko i w miejsca nieszczególnie popularne. A jeżeli nie mamy takich funduszy (podróże za grosze reklamowane w telewizji to nie do końca prawda) to chociaż wyjechać z miasta. I na chwilę przestać myśleć o własnych problemach. Niektórzy mają gorzej i powinniśmy doceniać to co mamy - tego uczą dziewczyny, pojednania z kochanymi ludźmi i zaakceptowania swoich wad. Bo najlepiej jest podróżować w towarzystwie.
Mam nadzieję, że będzie mi dane doświadczyć kiedyś podobnej podróży, albo chociaż przeczytanie kolejnej książki dziewczyn. Niestety, już za nimi tęsknię.
Jednak gdy już trochę przyzwyczaiłam się do dziennikarskiego stylu jakim piszą wszystkie dziewczyny (nawet Jennifer, dla której pisanie było nowością), chłonęłam kolejne wrażenia jak gąbka. Ponad pięćset stron zapisanych dość gęstym drukiem czytałam w dzień i w nocy przez tydzień. Nie dlatego, że dziewczyny źle piszą ale dlatego, że nie chciałam przeholować z podróżami. Jeden kontynent dziennie to było dość. Narratorki opowiadały o swoim życiu, o trudach podróży, o konieczności skompletowania wszystkich dokumentów i posiadania więcej niż jednej strony wolnej w paszporcie. Do tego oczywiście miejsca. Bajeczne, rzadko odwiedzane, trochę na uboczu. I wiele, wiele potraw regionalnych.
Nie zawsze było kolorowo. Bohaterki walczyły ze swoimi słabościami - pracoholizm, umiłowanie ciszy podczas snu i jeszcze inne, mniej lub bardziej przeszkadzające w podróży cechy. W podróży, która miała być odpoczynkiem od pracy, dodajmy z akcentem na Amandę. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło - dzięki temu, że wspomniana bohaterka pisała bloga, reszta mogła korzystać z takich profitów jak specjalny samochód do zwiedzania Australii. I pokazać nam ją z innej niż dotychczas strony.
Atutów jest wiele, ponieważ książka jest wiernym zapisem wydarzeń z całego roku - w ciągu którego dziewczyny nabrały takiego tempa w zwiedzaniu, że same uznały iż muszą zwolnić i jakiś czas lenić się do bólu. Niczego przed nami nie ukrywają, prezentują koszty takiej podróży, opisują ludzi na których można się natknąć i jakie gafy popełniają sami turyści w obcych krajach o odmiennych kulturach. I to prawda, co napisano na okładce, po przeczytaniu naprawdę chce się jechać - gdziekolwiek! Najlepiej na długo, daleko i w miejsca nieszczególnie popularne. A jeżeli nie mamy takich funduszy (podróże za grosze reklamowane w telewizji to nie do końca prawda) to chociaż wyjechać z miasta. I na chwilę przestać myśleć o własnych problemach. Niektórzy mają gorzej i powinniśmy doceniać to co mamy - tego uczą dziewczyny, pojednania z kochanymi ludźmi i zaakceptowania swoich wad. Bo najlepiej jest podróżować w towarzystwie.
Mam nadzieję, że będzie mi dane doświadczyć kiedyś podobnej podróży, albo chociaż przeczytanie kolejnej książki dziewczyn. Niestety, już za nimi tęsknię.
Widzę, że wszyscy się zakochują w tej książce. Może teraz moja kolej? ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie! Ja jestem zachwycona i czuję niedosyt. Gdy się dobrze rozkręciłam książka mi się skończyła :D
UsuńKsiążka czaruje i absolutnie nie jestem obojętna na jej urok.
OdpowiedzUsuńI dobrze, bo naprawdę warto dla niej stracić głowę :)
Usuńcóż, chyba zaczynam się przekonywać do tej książki, choć z początku niezbyt mnie zainteresowała :)
OdpowiedzUsuńposzukaj jej chociaż w bibliotece :) warto :)
UsuńHa, ja przeczytałam Twoją recenzję i już chciałabym gdzieś jechać :) Musze koniecznie przeczytać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To jedziemy we dwie :D
UsuńMuszę tej książki poszukać, bo wydaje się być ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńA podróże? z jednej strony trochę się ich boję, ale z drugiej.. są tak ciekawe ;D
Zawsze jest jakieś ryzyko ale dla tych przyjemności warto spróbować :)
UsuńChyba masz rację ;) Zresztą co to za życie bez próbowania ;D
UsuńNo właśnie! To jedziemy :)
UsuńPS. Genialny ten Twój blog! Mam nadzieję, że niedługo zaczną tam walić tłumy drzwiami i oknami (jak przeczytają ten komentarz przypadkiem ^^).
Spotykam same pozytywne recenzje tej książki i mam coraz większą ochotę na nią :D
OdpowiedzUsuńI słusznie :) Całkiem zacne dzieło :)
UsuńCzytałam na jakimś blogu recenzję tej książki i jakoś nie bardzo mnie ona zainteresowała, mimo że autorce recenzji książka przypadła do gustu. Twoja recenzja zdecydowanie bardziej mnie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mi się udało - chociaż recenzja powstawała w bólach. Musiałam się powstrzymywać od haseł w stylu: genialne arcydzieło podróżnicze, królowe pióra itd...
UsuńBardzo chętnie przeczytałabym tę książkę. Mam ją na oku już od pewnego czasu i chyba dam jej się oczarować. :D
OdpowiedzUsuńBardzo wartościowa lektura względem tematów stricte życiowych i podróżniczych, zdecydowanie: zakochaj się tej jesieni w "Dziewczynach w podróży"! (hasło ściągnięte z serialu Julia - jestem masochistką).
Usuń