13 października 2012

"Elyria. Polowanie na czarownice" Brigitte Melzer


Kiedy ludzie wyznawali prastarą wiarę celtycką, grupa druidów i uczonych zawiązała tajny Krąg Obserwatorów, by gromadzić pradawną wiedzę magiczną. Niestety, jeden z jej członków, opanowany żądzą władzy, przywołał na ziemię demona, który zaczął siać zniszczenie. By go pokonać, druidzi przystąpili do magicznego rytuału, ale zabrakło im ważnego magicznego atrybutu - Świetlistego Naczynia. Nikt nie wiedział, czym on jest. Elyria ma osiemnaście lat i wbrew swojej woli zyskuje potężną moc, nad którą nie potrafi zapanować. Minie wiele czasu nim ona sama i życzliwi jej ludzie zrozumieją, że jej imię to w języku elfów Świetliste Naczynie, a jej przeznaczeniem jest wybawić świat od mocy demona...

   Opuszczając świat "Obcej" Diany Gabaldon było mi trochę smutno - chyba polubiłam te średniowieczne klimaty, tamtych dżentelmenów (aż za bardzo) i całą dworską otoczkę (mniej lub bardziej wytworną). Często marzę o takim świecie, idealnie wykreowanym przez pisarki, możliwe, że kompletnie nierealnym. Cieszyłam się więc, rozpoczynając czytanie "Elyrii" i poznając Ardana i Creana. Czy do samego końca wpatrywałam się w swój egzemplarz z rozmarzeniem? Niekoniecznie. 
   Znów czytając opinie innych zastanawiam się, czy wina za brak przyjemności z czytania leży po mojej stronie czy po stronie książki. Elyria to postać przeciętna, dość słaba (psychicznie i fizycznie) ale z przebłyskami czegoś więcej. Za to męska otoczka jest prawie na medal. Tylko czemu tysiące stosów czarownic nie wzbudzały w Łowcach żadnych wątpliwości co do słuszności ich działań? Dlaczego jedna, niepozorna osiemnastolatka tak bezapelacyjnie podbiła serca zimnych wojowników i kazała im zdradzić przyjaciół i ideały? Czy to wszystko ma jakiś głęboko ukryty przede mną sens?
   Przyznaję się, jestem odrobinę uprzedzona i mocno nieobiektywna w tym osądzie, bo książka coś przecież w sobie ma, skoro i wydruk jest, i czytelnicy zachwyceni też. Dołożę nawet stwierdzenie, że gdyby rozebrać ją na części, to poszczególne elementy są naprawdę dobre. Bohaterowie - każdy z osobna, styl - sam w sobie łatwy do przełknięcia (książkę czyta się bardzo szybko), historia - prosta ale ciekawa. Wszystko pięknie, ale razem to mieszanka wybuchowa, gdzie styl bywa komiczny (groza sytuacji? gdzie tam!), bohaterowie i ich wypowiedzi w danych momentach wołają o pomstę do nieba a historia przywołuje mi na myśl opowiadania pisane przeze mnie w podstawówce. I to nie komplement. Do tego tempo akcji, powoli, powoli rozkręca się by w kulminacyjnym momencie połamać nogi na najważniejszym wydarzeniu. 
   Jednak nie wszystko jest złe! Powieść idealnie wpisuje się w nurt paranormal romance i w tej kategorii może pełnić rolę wspaniałego umilacza czasu dla osób złaknionych romantycznych porywów i uniesień. Ardan to nietuzinkowy łowca czarownic, sam posiadający dar magii. Crean jest oddanym sprawie dowódcą, i najjaśniejszym punktem tej historii jak dla mnie, choć jego upór ratowania Elyrii wciąż pozostaje dla mnie niezrozumiałym. Peristaes również, choć to bohater negatywnie nastawiony do Elyrii, jest godny uwagi i jasno nakreślony. Każdy ma swoje ideały, honor i tego się trzyma. 
   Ach, gdyby tak poprawić styl, dodać jakieś sto lub dwieście stron, bardziej przyłożyć się do historii... czytałabym to o wiele chętniej. A tak, po bardzo dobrym początku nadszedł marny koniec. Mój i książki. I z ogromnym nienasyceniem odłożyłam powieść na bok. Może wymagam zbyt wiele, ale zazwyczaj książki Weltbildu były dla mnie genialne, a tu taki... klops. Piękna okładka, ciekawy opis, ogromny potencjał - ale jak dla mnie zdecydowanie zaprzepaszczone. Mam nadzieję, że tylko w moich oczach - bo aktualnie brakuje na rynku czarownic. Wampiry, wilkołaki, anioły. Miło byłoby poczytać znowu o magii, nawet jeżeli nie będzie to drugi Potter. Jednak tym razem muszę z bólem serca wystawić nie najlepszą opinię.