21 listopada 2012

"Trzy boginie" Nora Roberts


Rok 1915. Niemiecka torpeda uderza w luksusowy transatlantyk "Lusitania", powodując śmierć ponad 1500 osób. Ratuje się garstka ludzi, a wśród nich drobny złodziejaszek, który tuż przed katastrofą zdążył przywłaszczyć sobie srebrną figurkę greckiej bogini. Nie wie, że jest ona jedną z trzech statuetek, które razem stanowią bezcenny skarb.

Rok 2002. Statuetka, która przez blisko sto lat pozostawała w rękach rodziny, zostaje ponownie skradziona...




   Ostatnio z moją mamą zawarłam umowę. Załatwiam Norę Roberts, jeżeli ona czyta i recenzuje (bo ja nie ogarniam podwójnych zamówień). Jak to z mamami bywa, skończyło się na tym, że czarną robotę odwalam ja. I nie myślcie, że nie czytałam tej Roberts bo mi się nie spodobała - ja jej nawet w rękach nie miałam! Przyszła gdy byłam w Krakowie, mama szybko ją przełknęła i zdała relację. A ja teraz już nie mam czasu i siły, żeby ją sprawdzać. Historię i tak znam. Cała radość z czytania, za mną.
   Co mnie ostatnio zaintrygowało, to fakt, że wspomniana autorka była w moim domu od zawsze. Od kiedy tylko pamiętam mama zaczytywała się w jej książkach i robi to po dziś dzień - z tą różnicą, że teraz zdecydowanie chętniej sięga po jej kryminały. Mówi, że ten typ powieści wychodzi jej najlepiej. Po czytaniu "Poszukiwań" również uważam, że radzi sobie całkiem nieźle, wciąż przemycając do fabuły swoje ulubione wątki romantyczne. I tym razem nie mogło się obyć bez romansu. 
   Trzy figurki przechodzą z rąk do rąk, okrążają cały świat i nie każdy ich właściciel zna ich wartość. Nora Roberts zapoznaje nas z historią kilku rodzin i kilku pokoleń, umiejętnie żonglując lokalizacją poszczególnych artefaktów i uczuciami głównych bohaterów. Figurki wyrastają jak spod ziemi znajdując się u całkiem niespodziewanych osób i wędrują, rzucane na wiatr przez zachłannych ludzi. Przez nie ktoś komuś złamie serce, ktoś komuś wyrządzi przykrość... może ktoś komuś się oświadczy. Akcji jest co nie miara, miłość na pierwszym planie i bohaterowie, którzy absorbują chociaż nie zawsze ich lubiłam słuchając, co robili.
   Z tego co wiem, książkę czyta się szybko, styl jest prosty ale autorka nie ma problemów z wprowadzeniem do swojego świata. Skutecznie spełnia swoją rolę umilacza czasu - ponieważ, jak powtarza mama: najlepsze zakończenia to te szczęśliwe, bo dość człowiek nieszczęść w życiu zazna. I może prawda? Po co dołować się książką? Roberts zdecydowanie stawia na poprawę humoru i nawet gdy jej bohaterowie są nieco wyidealizowani to miło się czyta o ich perypetiach (pamiętam jeszcze z "Fałszywej śmierci" jak zazdrościłam głównej bohaterce). 
   Podsumowując: po "Trzy boginie" warto sięgnąć ze względu na: historię figurek, perypetie bohaterów i "siatki" ich powiązań a także fakt, że literatura, która wychodzi spod pióra Roberts odpręża. Mam zamiar sama doświadczyć przyjemności czytania tej książki, jednak najpierw musi minąć trochę czasu, żebym zapomniała kto z kim i dlaczego :) A wam powiadam: kupcie tę książkę mamie pod choinkę - ja już tego patentu nie wykorzystam ale może "Lasy w płomieniach" przemyślę... :)

10 komentarzy:

  1. Fajnie ;-)
    Następnym razem zapędź Mamę do pióra ;-)
    Nora ma skłonność do trójek, jak nie trzej bracia/trzy siostry/ trzy pary, to trzy boginie... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie staram się jak mogę :D Podejście drugie nie wyszło, ale teraz dostała Castle'a i jest totalnie zmuszona :D

      Tak, trzy boginie i trzy wesela ^^

      Usuń
  2. Z maminkami tak to już jest :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię Norę Roberts, co prawdą tą w wykonaniu sensacyjno-romansowym, ale jednak lubię. Przybij za mnie piątkę ze swoją mamą :) T
    Typowych romansów unikam, wszelkie podchody zakochanych dzierlatek bawią mnie, albo denerwują, więc daje sobie spokój z takimi tematami przewodnimi, ale odprężające intrygi i zagadki to coś dla mnie, więc nie pogardzę kolejną relaksującą książką Pani NR :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to tak jak ja, lubię gdy miłość jest wątkiem pobocznym :) W filmach też. Chociaż Jane Austen i Zarzyckiej ulegam cały czas :D

      Usuń
  4. Niestety do tej autorki nie mam przekonania odkąd przeczytałam - albo raczej próbowałam przeczytać - Zorze polarną. Ble.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja mama też swojego czasu czytała wszystkie k\powieści tej autorki, które tylko wpadły w jej ręce :D Teraz jednak przerzuciła się na trochę mocniejszą literaturę (czyt. thrillery) :D Sama mam zamiar odświeżyć znajomość z twórczością tej Pani :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Pani Roberts jest niezwykle twórczą osobą, czytałam wiele z jej książek ale najbardziej lubię futurologiczny cykl o Eve Dallas - gdzie autorka posługuje się pseudonimem D.J.Robb :)
    A swoją drogą , mam całkiem podobne zdanie jak Twoja mama : "najlepsze zakończenia to te szczęśliwe, bo dość człowiek nieszczęść w życiu zazna. Po co dołować się książką? " No właśnie :)!
    Pozdrawiam serdecznie obie Panie :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz i poświęcony mi czas :)