Próbuję czytać, ale moim jedynym osiągnięciem jest zarwana nocka z Veronicą Rossi (poprzednia recenzja) a "Cyrk Nocy" dawkuję, ale najczęściej jestem tak zmęczona, gdy się za niego zabieram, że zasypiam po dziesięciu stronach (albo biorę go to tramwaju do pracy, ale często ustępuję miejsca lub usypiam po pracy i wysiadam na pętli :)). Nie mówiąc o innych książkach, które tylko czatują na półce i wywołują wyrzuty sumienia. Chciałabym rzucić wszystko i czytać ale powtarzam sobie, że muszę wytrzymać, jakoś zdać te cuda i wtedy... to będzie uczta literacka :)
W międzyczasie bacznie obserwuję blogosferę i stwierdzam, że... naprawdę coraz mniej mi się tu podoba. Ale nie poddam się, dopóki nie zrecenzuję ostatniego egzemplarza od wydawnictwa. Będę robić swoje, póki wydawcy będą chcieli ze mną współpracować a potem... może po prostu zamiast czytać książki i je opisywać będę czytać książki i pisać książki? Kto wie, czym będę społeczeństwo maltretować? :)
A na razie zbieram się do kupy, sprzątam, a potem: matma mnie najbardziej kręci. Oby!
PS. O! Zaliczyłam ochronę powietrza ćwiczenia z mechaniki gruntów na 3.0 - słodki, błogi spokój :D
PS2. Jakiś czas temu powstał profil bloga na FB - jakby ktoś polubił, to obiecuję więcej notek o oglądanych filmach i serialach i większych rozruch po sesji :)
Miłego i do napisania!
Dużo śniegu życzę!