
Jedni odczytają tytuł jako narzekanie, inni jako czas na mrzonki i plany. Z racji, że pada i generalnie jest źle (egzamin!!!), odpuszczę sobie narzekanie choć na końcu języka mam kilka złośliwych słów...
Pomówmy zatem po prostu o blogowaniu.
Z mojej strony wygląda to tak, że bloguję już od jakichś siedmiu lub ośmiu lat. Ale zaczynałam w innej gałęzi branży literackiej - bowiem parałam się pisaniem mdłych opowiadań fan-fiction. Było o zespole (mój debiut powstawał w czasie rozkwitu Lexington Bridge), było o Potterze i było o Zmierzchu. Full zestaw. Własna historia wybitnie mi nie wychodziła.
Dopiero trzy lata temu, kilka miesięcy przed maturą, gdy człowiek robił wszystko byleby się nie uczyć (tak jak i teraz, a kampania wrześniowa za pasem) zajęłam się pisaniem "recenzji". Historia początków jest długa i nudna, ale nie powiem, wizja darmowych książek (wow! nowe książki! nie ma ich w bibliotece) kusiła mnie potwornie.
Zaczynając, nie podejrzewałam, że wytrwam tak długo. Chyba żaden mój blog nie przetrwał roku. Wprawdzie czytam od zerówki i trwa to nieprzerwanie do dziś, ale blog to całkiem inna sprawa. Czytanie jest intymne, pisanie bloga to obdarcie z intymności. Wiem, że dramatycznie to brzmi - ale chodzi o to, że czytając, przeżywa się daną książkę raczej w samotności, przetrawia ją a czasem łączy z własnymi (niekoniecznie przyjemnymi) doświadczeniami. I nagle stajesz na podeście i mówisz do kilku osób, które chcą cię słuchać, o tym co czujesz. A tobie już czasem brakuje słów.
I tak było wcześniej z moimi blogami. Traciłam sens, wątpiłam w swój talent pisarski (więc wystawianie na widok publiczny tworów dłuższych zarzuciłam), nudziłam się sama sobą. A tutaj jest inaczej, bo oprócz tego, że ja komuś o książce opowiadam, to i innych słucham. Zauważam więcej. I czuję się czasem jak na spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Książki. A do tego spotkania na żywo z blogerami... wow! Blogerzy mają w sobie coś magnetycznego :) A książkowi to już w ogóle ;)
Ale aby nie stać w miejscu trzeba się jakoś rozwijać. I tu stanęłam w jakimś martwym punkcie. Wakacje spędzam na nauce a podczytuję cokolwiek innego naprawdę rzadko. Normalnie nie mam siły. Patrzę na swoje książki, chcę zacząć wszystkie naraz, ale jak przychodzi co do czego to mówię sobie, że muszę się uczyć. I tak będzie niestety do 13 września, kiedy to ostatni termin mechaniki płynów odejdzie w zapomnienie. Mam nadzieję. Wtedy będę szaleć. O tak!
I tutaj zaczyna się moment zaklinania rzeczywistości, czyli... JEŻELI ZDAM, to czytam:


Następnie, szukam męża milionera, który kupi mi części 2-7 serii o Stephanie Plum. Znalazłam już nawet dobrą ofertę: KLIK. Wysyłanie haseł krzyżówek niestety na razie nie skutkuje wzbogaceniem się.
Mogę sprzątać, prać, piec, gotować raczej nie bardzo ale mam dobre chęci... no, przydam się generalnie.



Stan z dzisiaj, dlatego tak ciemno - pogoda nie rozpieszcza.
Ale zaraz zawinę się w ciepły koc i poczytam moje kolorowe notatki z mechaniki. I skoro już zmarnowałam chyba godzinę na ten wpis, to idę zmarnować jeszcze pięć minut na parzenie kawy i herbaty. Na bogato!
PS. Biblioteczka trochę oszukana, bo kilka książek jest wystawionych na allegro więc pewnie za niedługo znikną. A jak nie znikną to je wezmę do Krakowa na Drugie Życie Książki.
PS2. Na pewno taki los spotka "Lato w Jagódce" - którego recenzja w następnym poście.
A na razie świętujemy jeszcze trochę weekend bloga i blogera :)
Bardzo przyjemna biblioteczka, zazdroszczę, że jesteś w stanie sprzedawać swoje książki! Ja mam niezwykłą trudność z rozstawaniem się z wszelkimi tytułami, niezależni czy były dobre, czy też nie...
OdpowiedzUsuńPowodzenia 13 września!
No cóż, gdybym nie sprzedawała to bym nie kupowała. A wiem, że do większości z przeczytanych nie wrócę. Ale spoko, nie ma lekko - czasem tęsknię i pluję sobie w brodę i tak po raz drugi zaopatrzyłam się w Percy'ego Jacksona 1 :)
Usuń"I czuję się czasem jak na spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Książki." - Też mam czasami takie wrażenie. ;) W ogóle w wielu twoich zdaniach rozpoznaję siebie (począwszy od tego zwątpienia/znudzenia, a skończywszy na pragnieniu przeczytania wszystkich książek jednocześnie).
OdpowiedzUsuńFajna biblioteczka!
Dzięki, dzięki, dzięki :) Miło mi, że nie jestem w tym sama :)
UsuńTo teraz jeszcze przybądź na krakowskie targi :)
Ja też szukam kto mi kupi kolejne Śliwki. I jeszcze nowego Arne Dahla, nie zapominaj o Arne Dahlu... :/
OdpowiedzUsuńCo do czytnika, to wydaje mi się, że nie ma sensu tracić pieniędzy na tani czytnik, bo różnice w cenie nie są znowu aż takie duże (w sensie - tani nie znaczy 15 zł.) a ewentualny koszt jego eksploatacji może się nie zwrócić nawet tanimi ebookami. Moja siostra ma Onyxa, kupiła go kilka miesięcy po tym, jak ja kupiłam Kindla, a jest już w o wiele gorszym stanie, często się jej zawiesza, a przyciski się wyrobiły i nie zawsze działają. Czytnik to nie jest sprzęt, który trzeba wymieniać co drugi sezon, jak telefon, to raczej inwestycja na lata, więc warto poskładać, poczekać i kupić lepsze. Polecam tego bloga: http://swiatczytnikow.pl/ można poczytać o wszystkich czytnikach, jakie są teraz dostępne na rynku.
Nie znam Arne Dahla, ale jak już będę milionerką, to ok, kupię Ci - lub vice versa adwokacie diabła :P
UsuńOK, zatem poczekam z tym czytnikiem na fortunę, albo sprzedam nerkę :) Dzięki za odpowiedź, jest dla mnie naprawdę cenna :)
Pożyczę ci pierwszy tom, bo to są zajebiaszcze kryminały szwedzkie i trzeba je znać :)
UsuńOk, jak tak mówisz - to trzeba poznać :)
UsuńNiesamowicie klimatyczna biblioteczka, aż chce się usiąść i zatonąć w dobrej książce.
OdpowiedzUsuńDziękuję, choć mam nadzieję na remont pewnego dnia i jeszcze bym coś tam poprawiła :)
UsuńMam Kindle Paperwhite od stycznia i jest cudny, świetnie się na nim czyta, czy to słońce rażące, czy ciemnawo lub całkiem ciemno. Pojemny, strony zmienia się szybko, bateria wieki działa bez ładowania, polecam
OdpowiedzUsuńEch, zazdroszczę już-posiadania :) Czyli teraz siadam na tyłku, odstawiam marzenia na bok, przed sobą mam realny cel (i niechaj tanieje gdy ja będę na niego zarabiać) i mam nadzieję ograniczać się w zakupach papierowych :D
Usuń