30 marca 2014

"Chustka" Joanna Sałyga

Bolał ją brzuch. W biegu, między licznymi zajęciami, wpadła do lekarza. To miało być rutynowe badanie. Diagnoza przeraziła wszystkich. Rak złośliwy, z licznymi przerzutami. Walczyła z nim przez ponad dwa lata. Śmiertelna choroba i nieposkromiony apetyt na życie. Joasia cieszyła się każdą chwilą spędzaną z najbliższymi i pisała blog. Była szczęśliwa. Chustka to nie tylko zapis zmagania się z chorobą, ale przede wszystkim opowieść o wielkiej miłości do synka, Niemęża i życia. To także opowieść o niezwykłym spotkaniu: Joanna, skupiona na pracy bizneswoman, i Niemąż, mężczyzna z przeszłością, skazany i wciąż walczący o swą niewinność. O tym uczuciu i życiowej przemianie on sam napisze w książce "Nieżona". Niepokorna, piękna, ciepła i otwarta, dowcipna i często kontrowersyjna.

   Nikt nie lubi zabierać się za czytanie książki, której zakończenie już zna. Ja też, ale tym razem... chciałam, i cały czas czytając miałam nadzieję, że w jakiś cudowny sposób, to zakończenie będzie inne. Naiwne, prawda? Ale ciężko pogodzić się ze śmiercią kogoś takiego jak pani Joanna. 
   Do czego przyda się Chustka? Do tego, by schować w niej twarz i ukryć smutek, który wręcz rozrywa na kawałki, bo tak jest, gdy umiera ktoś bliski. I chociaż nie znałam autorki, wyobrażam sobie, co musiała przeżywać jej rodzina i wszyscy bliscy. Żałuję, że choć słyszałam kilka lat temu o Chustce, nigdy nie zostałam na jej blogu na dłużej. Ale może i lepiej, bo wtedy pożegnanie jej byłoby trudniejsze. Teraz stanęłam przed faktem dokonanym. I nagle ktoś może spytać, co mi to dało? No właśnie, co?
   Rak, to choroba coraz powszechniejsza, ale mimo wszystko jeszcze niezgłębiona. Takie mam wrażenie, po przeczytaniu tej książki. Bo gdyby była, wiedzielibyśmy wcześniej, jak jej zapobiegać i czy już chorujemy. Teraz, dowiadujemy się o niej, gdy jest już za późno. Tak było z moją babcią, moim wujkiem i z autorką. Diagnoza pojawiła się wtedy, gdy leczenie nie dawało już większych szans na wyzdrowienie.
   Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła. Mnie ciekawość zawiodła do "Chustki" i co mi to dało? Kilkanaście wieczorów z mokrymi od łez oczami. To przede wszystkim. Ale też dużo uśmiechu i jakieś takie wewnętrzne uspokojenie, jakąś nadzieję i chęć do życia. Dużo energii, bo nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie nasz czas. Trzeba być zawsze gotowym, dobrym dla ludzi, myśleć zanim się coś powie i traktować drugiego człowieka z szacunkiem. Bo najbardziej mnie bolało, gdy Chustka oprócz walki z rakiem musiała prowadzić też inny bój, z czytelnikami-idiotami. 
   Podobało mi się to jak pisała pani Joanna i to jak odnosiła się do ludzi. Blog był jej, ale wiedziała, że nie jest na nim sama. Jednak nie oznaczało to ugrzecznionych postów. Autorka nie bała się żadnych słów, nie miała tematów tabu, ale z tym pisaniem o seksie to wydawcy przesadzili (notka z tyłu książki). Poza tym... Chustka była po prostu świetną babką. Wspaniałą mamą, oddaną żoną, dobrą córką, porządnym człowiekiem. Ale przez wszystkie jej posty, od czasu do czasu przebijał się ból. Stąd fundacja. 
   Dopóki nie zachorowała moja babcia nie rozumiałam tego bólu i nawet wtedy nie "doceniałam" go w pełni. Wiedziałam, że dostawała morfinę, że leki mama sprowadzała aż z Ameryki ale dopiero teraz czuję się naprawdę głupio, narzekając na swoje życie... Staram się więc słuchać innych, wiem, że nie tylko ja mam jakieś problemy. Każdy je ma, naprawdę, każdy.
   I o tym też mówi Chustka. Nie skupia się tylko na sobie, rozumie problemy chorych i zdrowych, nie osądza tak łatwo. Choroba uczy pokory i chociaż śmierć wisi nad człowiekiem, autorka się z nią oswoiła i znalazła pozytywy poszerzając tym i nasze horyzonty. Rak pozwolił jej zwolnić, pochylić się nad życiem, docenić wspaniałą rodzinę i nacieszyć się nią w pełni w tym krótkim czasie. I choć jej bliscy nigdy nie przeboleją tego, że czas mija, w ich życiu dzieje się coś wspaniałego a jej z nimi nie ma, to jednak tych chwil, które przeżyli wtuleni w siebie w trakcie choroby nie odbierze im nikt i prawdopodobnie będą to najpiękniejsze wspomnienia z ich życia. 
   Dlatego warto. Mimo łez, okropnego zakończenia i smutku, który się w nas zalęgnie. Ciężko to opisać, bo to nie była książka, ale blog, osobisty i prawdziwy. I kawał dobrej literatury. To życie, we wszystkich jego kolorach. To przeróżne smaki, odruchy wymiotne, radość i ból. To chorzy, którzy walczą o normalne życie, którzy nie chcą się nad sobą użalać (zarzuty, że Chustka za dobrze wyglądała jak na przewlekle chorą) i którzy są mądrzejsi, bo bardziej świadomi. To w końcu opowieść o miłości. O prawdziwej miłości, która naprawdę istnieje.

2 komentarze:

  1. Rak to okropna choroba, która zabiera zarówno młodych, jak i starych; pięknych i brzydkich; dobrych i złych... Na pewno przeczytam "Chustkę".

    OdpowiedzUsuń
  2. czytałam blog Joasi. mimo tragicznego finału, niesamowicie daje on siłę i nadzieję.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz i poświęcony mi czas :)