Deszcz.
Czy od samego dźwięku tego słowa robi Ci się ciepło na sercu, widzisz już oczyma wyobraźni łóżko, ciepły koc, na stoliku obok ulubiony romans, a wszędzie unosi się zapach herbaty malinowej?
![]() |
Photo credit: Sunchild57 Photography. / Foter / CC BY-NC-SA |
No to sorry, ale chyba dawno nie wychodziłaś z domu.
Albo nie musiałaś z niego wychodzić, gdy na zewnątrz piękna jesień tej zimy.
Chciałabym być romantyczna, ale choćbym skupiała się z całych sił, zmarszczki wycinały kaniony na mym czole, a mózg przegrzewał, rzeczywistość woła: "Marta, Marta, obudź się. To nie film, tutaj zroszone deszczem włosy to brzydkie strąki, tusz skleja rzęsy a chusteczkę musisz mieć ciągle w pogotowiu". Niestety.
Ale have no fear! (lub jak Marta przekręciła, razu pewnego mówiąc do grupki Niemców: "have no faith" zachęcając ich do wejścia do klubu ;)), chociaż pokusa jest ogromna, dzisiaj o tym co zrobić, żeby w romantycznym nastroju przejść z punktu A do B, gdy na zewnątrz pada (intensywność opadu nie będzie brana pod uwagę). Nie mówię, że to poradnik, dzięki któremu Twoje życie odmieni się tak, jak życie bohaterek wielu książek i filmów całujących się na deszczu (że też ta woda ich nie rozprasza?). Jednak jest nadzieja, że dzięki temu poczujesz się jak prawdziwe angielskie heroiny XXI wieku.
Tak, dzisiaj dziewczyński lifestyle. Temat właściwy: jak być Julią, kiedy pada deszcz?
![]() |
Photo credit: Silvia Sala / Foter / CC BY-NC-ND |
#1 Parasol
Wybieramy taki, który wyraża kolor naszej duszy (nie, mój wcale nie jest czarny, jest bordowy). Ważny jest kształt, rozmiar, kolor, ewentualny wzór. Jeżeli jednak jeszcze nie wiecie, jaki wybrać, to podpowiem, że romantycznym duszom nie powinno zależeć, na wyróżnianiu się z tłumu (za bardzo). Parasol powinien zatem ledwie was zakrywać, być jednokolorowy, matowy i albo mieścić się w torebce albo składać się tylko na szerokości i mieć drewnianą rączkę (dziewczyna ze zdjęcia prawie dała radę, ale dąb to nie jest i złoty szpikulec na końcu też).
No chyba, że jesteś niepoprawną romantyczką - wtedy możesz zaszaleć. Tutaj jednak skupiam się na romantyzmie poetyckim, werterowskim, na cieniach na duszy... Takie tam.
![]() |
Photo credit: Chris JL / Foter / CC BY-NC-ND |
#2 Outfit
Jeżeli masz w szafie foliowy płaszcz przeciwdeszczowy, to niech tam zostanie. Najlepiej, gdy wychodząc z domu, okryjesz się płaszczem (najlepiej takim pseudo-wojskowym, albo chociaż z porządnym wcięciem w talii i rozkloszowaniem u dołu) i zarzucisz na szyję komin. I nie, nie owijaj się nim tak, żeby nie było widać Twojej twarzy. Kominów nie stworzono po to, by chroniły cię przed chłodem.
Od biedy nada się też chustka, którą wiatr zwieje z twoich ramion prosto w ręce jakiegoś przystojniaka. Jednak aby liczyć na powodzenie tej akcji, musisz poprawnie obliczyć prędkość wiatru, wytrzymałość chustki na porywanie, jej ciężar (nie może spadać tak całkiem bezwiednie czy ześlizgnąć się po tobie wprost do kałuży), no i pilnować kierunku wiatru. Opcja tylko dla zaawansowanych.
Makijaż - chyba wiadomo - tylko wodoodporny.
![]() |
Photo credit: pictcorrect / Foter / CC BY-NC |
#3 Nastrojowa muzyka
Mój ulubiony punkt!
Z racji, że ostatnio kręcą mnie raczej te mroczne, depresyjne klimaty w piosenkach (albo przynajmniej lekko psychopatyczne - sprawdź: Tom Odell) to mogę doradzić Wam, jak wprowadzić się w melancholijny nastrój, poczuć jak nasze serce pęka, jak muzyka rozrywa duszę, obnaża nasz wewnętrzny smutek... Deszcz to w końcu płacz nieba. (No dobra, tak naprawdę to chodzi o jądra kondensacji, parę wodną w powietrzu, różnice temperatur, ale który poeta o tym wie?)
Zaczniemy od klasyka o wymownym tytule:
James Morrison idealnie nadaje się na wieczorne spacery, wycie do księżyca i brnięcie przez strugi deszczu. Polecam, sprawdzone. A, i rozrywa duszę. [Nie wiem co mnie napadło z tym rozrywaniem duszy, serio... 6 godzin spania na 48 niespania zmienia człowieka...]
Zapomniałabym! Możecie płakać, pada deszcz.
Na drugi ogień idzie Tom Odell, przy którego akompaniamencie pisze się ten post:
Pada deszcz, wieje wiatr a wy przedzieracie się przez dżunglę miasta. Lekko wojowniczy nastrój, sprzeciw wobec świata... Wersja Toma do popłakania i całkowite zapadnięcie się w romantyczny nastrój (przy okazji jedna z piękniejszych piosenek jakie znam):
Trzecia, ale najważniejsza piosenka, która mój tor myślowy skierowała właśnie w stronę tego postu i nie pozwoliła mi spokojnie zrobić obiadu czy chociaż ściągnąć buty nim nie zaloguję się na bloga:
Wracałam z uczelni, padał deszcz, a ja z melancholią wspomniałam swoje własne, długie włosy. Tęsknię za nimi. Serio.
Jednak Manchester ma też inną piosenkę, która pasuje do tematu jeszcze bardziej:
Nie spieszysz się. W sumie to wyszłaś na spacer, bo lubisz, gdy pada deszcz. Stawiasz powoli kroki albo tańczysz w parku, gdy nikt nie patrzy. Krople powoli i ciężko opadają na ziemię wokół ciebie.
Masz wrażenie, że gdy pada, świat staje się szary? Tak jak na starych filmach. Nic nie jest takie, jakie być powinno. Jest ci smutno. Wiem. Ale będzie jeszcze bardziej:
Robi ci się coraz smutniej? Prawdziwi romantycy uśmiechają się tylko oczami.
No dobra, wiem, jestem okropna. Dołożę wam coś żywszego. Bo pada, a wy jednak nie chcecie zmoknąć tak bardzo i idziecie dziarskim krokiem.
No ale Bena Howarda to po prostu musicie słuchać - szczególnie jego nowa płyta rozdziera serce i duszę. Serio. Jak tylko mi się pojawia w słuchawkach to po prostu nie potrafię się skupić na niczym innym poza Benem i jego bólem w głosie.
Jednak nie? Więcej gitary? Mocne brzmienia, ból, złość, rozrywanie... wiadomo czego! - tylko Billy Talent.
Albo chociaż mój ulubiony Surrender:
A jeżeli chcecie być na czasie to Hozier. Hołzjer w każdej możliwej postaci. [Czy jeżeli śniło mi się, że mnie pocałował, to znaczy, że będzie moim mężem?]
No i Jacob Banks.
Kurczę, jeszcze tak wiele piosenek chciałabym tu wrzucić... Naprawdę ograniczam się jak mogę.
No i Mikky <3 Jego tutaj nie mogło zabraknąć.
Ale moja lista wciąż rośnie. Przepraszam. Teraz już wiecie w jakim był nastroju cały styczeń i dlaczego blue monday nie zrobił na mnie żadnego wrażenia.
Znowu słowo-klucz, jakby chłopak wiedział, dlaczego go tu przywołuję:
No i Sam Smith, o osiągnięciu nirvany w deszczu:
Mój ukochany, niepowtarzalny, z którym w deszcz, w śnieg, wszędzie:
The Fray. Trochę o nich cicho - a przecież wszystkie ich piosenki się nadają:
Huh, na to przeszłyśmy razem ten kawałek w deszczu. Podejrzewam, że jest Ci zimno, dlatego już nie zatrzymuję. Ciepła herbata, kołdra i sen to najlepsze co można sobie sprezentować.
Dobranoc :)
PS. Post był takim trochę żartem, ale piosenki wybrałam najlepsze jakie mogłam :)
PS2. Tak, jestem złym człowiekiem opatulonym chustką aż po oczy, z kurtką bądź płaszczem zapiętym na ostatni guzik i patrzę złowieszczo na każdego (#wantedtobeninja)
PS3. Obiecuję, że w następnym poście będzie już recenzja, bo mnie zjecie, że Wam każe takie głupoty czytać.
Do napisania! :)
The Fray. Trochę o nich cicho - a przecież wszystkie ich piosenki się nadają:
The National, który nieustannie kojarzy mi się ze smutnym Elvisem Presleyem (?):
Już widzę tego przystojniaka, który stoi w strugach deszczu i śpiewa o swoim złamanym sercu:
No i The Script! Kolejny zespół, którego piosenki roztapiają kobiece serca. Nawet moje.
I wisienka na torcie. Ci, o których jeżeli jeszcze nie słyszeliście, to na pewno usłyszycie:
Huh, na to przeszłyśmy razem ten kawałek w deszczu. Podejrzewam, że jest Ci zimno, dlatego już nie zatrzymuję. Ciepła herbata, kołdra i sen to najlepsze co można sobie sprezentować.
Dobranoc :)
PS. Post był takim trochę żartem, ale piosenki wybrałam najlepsze jakie mogłam :)
PS2. Tak, jestem złym człowiekiem opatulonym chustką aż po oczy, z kurtką bądź płaszczem zapiętym na ostatni guzik i patrzę złowieszczo na każdego (#wantedtobeninja)
PS3. Obiecuję, że w następnym poście będzie już recenzja, bo mnie zjecie, że Wam każe takie głupoty czytać.
Do napisania! :)