22 stycznia 2015

# deszczowe ballady i inne takie

Deszcz. 
Czy od samego dźwięku tego słowa robi Ci się ciepło na sercu, widzisz już oczyma wyobraźni łóżko, ciepły koc, na stoliku obok ulubiony romans, a wszędzie unosi się zapach herbaty malinowej?

Photo credit: Sunchild57 Photography. / Foter / CC BY-NC-SA
No to sorry, ale chyba dawno nie wychodziłaś z domu. 
Albo nie musiałaś z niego wychodzić, gdy na zewnątrz piękna jesień tej zimy. 

Chciałabym być romantyczna, ale choćbym skupiała się z całych sił, zmarszczki wycinały kaniony na mym czole, a mózg przegrzewał, rzeczywistość woła: "Marta, Marta, obudź się. To nie film, tutaj zroszone deszczem włosy to brzydkie strąki, tusz skleja rzęsy a chusteczkę musisz mieć ciągle w pogotowiu". Niestety.
Ale have no fear! (lub jak Marta przekręciła, razu pewnego mówiąc do grupki Niemców: "have no faith" zachęcając ich do wejścia do klubu ;)), chociaż pokusa jest ogromna, dzisiaj o tym co zrobić, żeby w romantycznym nastroju przejść z punktu A do B, gdy na zewnątrz pada (intensywność opadu nie będzie brana pod uwagę). Nie mówię, że to poradnik, dzięki któremu Twoje życie odmieni się tak, jak życie bohaterek wielu książek i filmów całujących się na deszczu (że też ta woda ich nie rozprasza?). Jednak jest nadzieja, że dzięki temu poczujesz się jak prawdziwe angielskie heroiny XXI wieku.

Tak, dzisiaj dziewczyński lifestyle. Temat właściwy: jak być Julią, kiedy pada deszcz?

Photo credit: Silvia Sala / Foter / CC BY-NC-ND
#1 Parasol
Wybieramy taki, który wyraża kolor naszej duszy (nie, mój wcale nie jest czarny, jest bordowy). Ważny jest kształt, rozmiar, kolor, ewentualny wzór. Jeżeli jednak jeszcze nie wiecie, jaki wybrać, to podpowiem, że romantycznym duszom nie powinno zależeć, na wyróżnianiu się z tłumu (za bardzo). Parasol powinien zatem ledwie was zakrywać, być jednokolorowy, matowy i albo mieścić się w torebce albo składać się tylko na szerokości i mieć drewnianą rączkę (dziewczyna ze zdjęcia prawie dała radę, ale dąb to nie jest i złoty szpikulec na końcu też).
No chyba, że jesteś niepoprawną romantyczką - wtedy możesz zaszaleć. Tutaj jednak skupiam się na romantyzmie poetyckim, werterowskim, na cieniach na duszy... Takie tam.

Youth
Photo credit: Chris JL / Foter / CC BY-NC-ND
#2 Outfit
Jeżeli masz w szafie foliowy płaszcz przeciwdeszczowy, to niech tam zostanie. Najlepiej, gdy wychodząc z domu, okryjesz się płaszczem (najlepiej takim pseudo-wojskowym, albo chociaż z porządnym wcięciem w talii i rozkloszowaniem u dołu) i zarzucisz na szyję komin. I nie, nie owijaj się nim tak, żeby nie było widać Twojej twarzy. Kominów nie stworzono po to, by chroniły cię przed chłodem. 
Od biedy nada się też chustka, którą wiatr zwieje z twoich ramion prosto w ręce jakiegoś przystojniaka. Jednak aby liczyć na powodzenie tej akcji, musisz poprawnie obliczyć prędkość wiatru, wytrzymałość chustki na porywanie, jej ciężar (nie może spadać tak całkiem bezwiednie czy ześlizgnąć się po tobie wprost do kałuży), no i pilnować kierunku wiatru. Opcja tylko dla zaawansowanych. 
Makijaż - chyba wiadomo - tylko wodoodporny. 

Photo credit: pictcorrect / Foter / CC BY-NC
#3 Nastrojowa muzyka
Mój ulubiony punkt! 
Z racji, że ostatnio kręcą mnie raczej te mroczne, depresyjne klimaty w piosenkach (albo przynajmniej lekko psychopatyczne - sprawdź: Tom Odell) to mogę doradzić Wam, jak wprowadzić się w melancholijny nastrój, poczuć jak nasze serce pęka, jak muzyka rozrywa duszę, obnaża nasz wewnętrzny smutek... Deszcz to w końcu płacz nieba. (No dobra, tak naprawdę to chodzi o jądra kondensacji, parę wodną w powietrzu, różnice temperatur, ale który poeta o tym wie?)

Zaczniemy od klasyka o wymownym tytule:
James Morrison idealnie nadaje się na wieczorne spacery, wycie do księżyca i brnięcie przez strugi deszczu. Polecam, sprawdzone. A, i rozrywa duszę. [Nie wiem co mnie napadło z tym rozrywaniem duszy, serio... 6 godzin spania na 48 niespania zmienia człowieka...] 
Zapomniałabym! Możecie płakać, pada deszcz.

Na drugi ogień idzie Tom Odell, przy którego akompaniamencie pisze się ten post:
Pada deszcz, wieje wiatr a wy przedzieracie się przez dżunglę miasta. Lekko wojowniczy nastrój, sprzeciw wobec świata... Wersja Toma do popłakania i całkowite zapadnięcie się w romantyczny nastrój (przy okazji jedna z piękniejszych piosenek jakie znam):

Trzecia, ale najważniejsza piosenka, która mój tor myślowy skierowała właśnie w stronę tego postu i nie pozwoliła mi spokojnie zrobić obiadu czy chociaż ściągnąć buty nim nie zaloguję się na bloga:
Wracałam z uczelni, padał deszcz, a ja z melancholią wspomniałam swoje własne, długie włosy. Tęsknię za nimi. Serio. 
Jednak Manchester ma też inną piosenkę, która pasuje do tematu jeszcze bardziej:

Nie spieszysz się. W sumie to wyszłaś na spacer, bo lubisz, gdy pada deszcz. Stawiasz powoli kroki albo tańczysz w parku, gdy nikt nie patrzy. Krople powoli i ciężko opadają na ziemię wokół ciebie. 




Masz wrażenie, że gdy pada, świat staje się szary? Tak jak na starych filmach. Nic nie jest takie, jakie być powinno. Jest ci smutno. Wiem. Ale będzie jeszcze bardziej:

Robi ci się coraz smutniej? Prawdziwi romantycy uśmiechają się tylko oczami.

No dobra, wiem, jestem okropna. Dołożę wam coś żywszego. Bo pada, a wy jednak nie chcecie zmoknąć tak bardzo i idziecie dziarskim krokiem. 



No ale Bena Howarda to po prostu musicie słuchać - szczególnie jego nowa płyta rozdziera serce i duszę. Serio. Jak tylko mi się pojawia w słuchawkach to po prostu nie potrafię się skupić na niczym innym poza Benem i jego bólem w głosie.

Jednak nie? Więcej gitary? Mocne brzmienia, ból, złość, rozrywanie... wiadomo czego! - tylko Billy Talent.
Albo chociaż mój ulubiony Surrender:

A jeżeli chcecie być na czasie to Hozier. Hołzjer w każdej możliwej postaci. [Czy jeżeli śniło mi się, że mnie pocałował, to znaczy, że będzie moim mężem?] 

No i Jacob Banks. 

Kurczę, jeszcze tak wiele piosenek chciałabym tu wrzucić... Naprawdę ograniczam się jak mogę.






No i Mikky <3 Jego tutaj nie mogło zabraknąć.



Ale moja lista wciąż rośnie. Przepraszam. Teraz już wiecie w jakim był nastroju cały styczeń i dlaczego blue monday nie zrobił na mnie żadnego wrażenia.

Znowu słowo-klucz, jakby chłopak wiedział, dlaczego go tu przywołuję:

No i Sam Smith, o osiągnięciu nirvany w deszczu:

Mój ukochany, niepowtarzalny, z którym w deszcz, w śnieg, wszędzie:

The Fray. Trochę o nich cicho - a przecież wszystkie ich piosenki się nadają:

The National, który nieustannie kojarzy mi się ze smutnym Elvisem Presleyem (?):

Już widzę tego przystojniaka, który stoi w strugach deszczu i śpiewa o swoim złamanym sercu:

No i The Script! Kolejny zespół, którego piosenki roztapiają kobiece serca. Nawet moje.

I wisienka na torcie. Ci, o których jeżeli jeszcze nie słyszeliście, to na pewno usłyszycie:

Huh, na to przeszłyśmy razem ten kawałek w deszczu. Podejrzewam, że jest Ci zimno, dlatego już nie zatrzymuję. Ciepła herbata, kołdra i sen to najlepsze co można sobie sprezentować.

Dobranoc :)

PS. Post był takim trochę żartem, ale piosenki wybrałam najlepsze jakie mogłam :)
PS2. Tak, jestem złym człowiekiem opatulonym chustką aż po oczy, z kurtką bądź płaszczem zapiętym na ostatni guzik i patrzę złowieszczo na każdego (#wantedtobeninja)
PS3. Obiecuję, że w następnym poście będzie już recenzja, bo mnie zjecie, że Wam każe takie głupoty czytać.

Do napisania! :)

18 komentarzy:

  1. Mówiłam już, że kocham twoje lajfstajlowe tematy? Kocham!
    Mój parasol jest różowy :D Gosiarellowy chłopak moknie, bo mówi, że nie wejdzie pod "pedalski parasol". Who cares!

    OdpowiedzUsuń
  2. <3 <3 <3


    Bo Ty jesteś niepoprawną romantyczką - i nawet nie próbuj się zmieniać!
    Ojć, te chłopaki i ich męska duma :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja?! Przecież owijam się szalikiem/kominem, że ledwo oczy wystają! :P
    I po złości nie kupię nigdy innego koloru, niech moknie, jak wzgardził!

    OdpowiedzUsuń
  4. A no to sorry :D
    Biedak, kup mu jakiś czarny na urodziny, żeby nie mókł :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję, dziękuję, dziękuję za ten post :D Większość piosenek już znam, ale reszty z WIELKĄ przyjemnością posłucham :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach, cudny, deszczowy post! ;) Dużo z tych piosenek nie znam... znaczy nie znałam. Teraz będę niektórymi gnębić moją rodzinkę :D

    Ja mam duży parasol, niebieski i w kratę :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie posądzałam Gosiarelli o takie okrucieństwo :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się bardzo, że mogłam podrzucić coś nowego :) Tylko im za często nie puszczaj bo zaczną się martwić (u mnie tak to działa i pytają czy mam depresję czy jak? :D).


    Hmm... W kratę powiadasz? Kurcze, już nic nie piszę, bo wyjdzie że wróżę z parasola albo że czytam z parasola xD
    #pseudopsychologMarta

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszę się, że mogę coś podrzucić i chętnie przesłucham co polecasz :) W tej dziedzinie jestem nieustannie "poszukiwaczem złota" :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziesięć razy dziennie, no może trochę więcej, to dużo? :D



    Tak, w kratkę i nie dam o nim złego słowa powiedzieć :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak! Trzeba będzie stworzyć listę na pogodę (liczę że wiosna nadejdzie szybko :D), bo potem mnie posądzą o jakieś straszne rzeczy :D


    O nie, nie! Rozkminiałam, czy to rozważna czy romantyczna? :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Note to self: przekreślić "ulubiony romans", wstawić "ulubiony horror".
    Billy Talent! "Rusted from the rain"! Nawet nie wiesz, ile razy już słuchałam tej piosenki (i innych tworów zespołu, ale tego szczególnie) usiłując pokonać zły humor. Niekoniecznie spowodowany deszczem.
    A jakaś piosenka na deszczowy spacer z psem (który chce wychodzić co 5 minut, bo tak) ?;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Łeee, psujesz mi zabawę :D


    To ja ci ułatwie, jestem mieszanką :D Rozważno-romantyczna :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Może być horror - chociaż ja na takie specjalne wieczory zawsze wyciągam Zarzycką :D
    Billy Talent <3 Tak :) Są cudowni i dobrze jest się przy nich wyżyć :)

    Hmm... Z psem to pewnie jakieś bardziej radosne? Hmm... przemyślę to :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj tam oj tam :D


    Czyli tak jak trzeba :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardziej radosne i dosyć szybkie. Swoją drogą muszę śmiesznie wyglądać, starając się za nim nadążyć...ale poranny jogging zawsze zaliczony;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozbroiłaś mnie tym postem zupełnie ;d Chyba trafiłaś w wiele czułych punktów, ale dobra prawda nie jest zła ;d Pope i ja uwielbiam, podobnie jak SOHN :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz i poświęcony mi czas :)