Maciej Wojtyszko
"Tę wnikliwą, dowcipną i mądrą książkę powinna przeczytać każda normalna kobieta, która chce zrozumieć przeciętnego współczesnego mężczyznę i każdy współczesny mężczyzna ,który i tak nigdy nie zrozumie, w jaki sposób się w to wszystko wpakowujemy. I oczywiście wszyscy pozostali (bez względu na płeć), których codziennie rozczarowuje brak efektownego i natychmiastowego końca świata. Gorąco polecam."
Bohatera ocenia się najczęściej według siebie. Identyfikuje się z nim. Ale przecież nie wszyscy są tacy jak my. I pojawiają się zarzuty i awersja do postaci. Ja bym tak nie zrobił, to nieludzkie, co on wyprawia? - przecież powinien zrobić to czy tamto. I w ten sposób, podczas czytania "Zupy z gwoździa", możnaby cały czas trzymać się za głowę. Bo łapać byłoby nie wygodnie. Chociaż trzymać w sumie też... Hmm. Tak czy siak, wiecie o co chodzi. Siedziałby taki jeden z drugim i kręcił głową, i wzdychał i cedził przez zęby "co on robi?". Bo nasz bohater, jest właśnie taki - nieszablonowy, irytujący, wolno myślący (choć z wyjątkami!) i wolno działający.
No cóż. Ideały nie istnieją.
Ale wróćmy do fabuły. Zbliża się koniec świata, ten z 2012 roku, ten PRAWDZIWY. Teraz to na pewno świat się skończy. W pracy Jana - czyli redakcji czasopisma - szykuje się przewrót, fuzja pism, nowe szefostwo, masowe zwolnienia. Zaś w pracy jego małżonki Marysi szalony ruch. Sprzęty wszelakie schodzą jak świeże bułeczki, bo trzeba się przygotować na ten nieszczęsny koniec. Słowem, jest źle. A w domu nie jest lepiej.
I gdy wydaje się, że wiemy co będzie osią tej opowieści (albo koniec świata - miałam nadzieję, że nastąpi, albo blog Zupa z gwoździa, więc pewnie jakaś kulinarna kariera) znika Marysia. Dlaczego? Nie wie nikt. A już na pewno nie jej mąż, który od dawna kompletnie nie nadążał za tokiem jej rozumowania. W ogóle wszystko jest nie tak. To ten moment, w którym zaczynamy się zastanawiać, czy to z nami, czy z Janem jest wszystko w porządku. Czemu? Długo by mówić.
Nie wiem, jak reagowali inni, ale ja z lekkim zdziwieniem śledziłam poczynania naszego głównego bohatera, jedynie trochę bardziej dziwiłam się, gdy prezentował swoje własne przepisy. Ale, pierwsza uwaga, to w ogóle nie jest książka kulinarna co zgrabnie wytłumaczyła autorka na końcu. Nie jest to też książka o poszukiwaniach zaginionej. Jest to... luźna relacja, pełna dygresji, interesujących postaci, mądrości ukrytych, wyśmiewania naszych wad ale przede wszystkim parodia współczesnych historii o dojrzałej miłości. Wieloletnie małżeństwa, z kredytem, dorosłymi dziećmi i stwierdzonym wypaleniem - to tutaj ktoś o was naprawdę pamiętał.
Żeby nie było niejasności, to wszystko jest na plus. Nikt nie wciska kitu o gołąbkach, całuskach, ckliwych spojrzeniach. Choć i na takowe miejsce się znajdzie. Bohaterowie są nietypowi, ale to dlatego, że są bardziej prawdziwi niż kiedykolwiek - też mnie to zaskakuje. Ale, jeżeli się zastanowić, to właśnie takie osoby spotykamy na swojej drodze. Mądre, głupie, naiwne, nieufne, rzeczowe, rozmemłane, ckliwe i niewzruszone.
I chociaż "męczyłam" tę powieść dłuższy czas, nie mogąc się w pełni skupić nad jej treścią i wracając do niej wielokrotnie, uważam, że ma w sobie coś. Coś, co sprawia, że się uśmiecham, gdy o niej myślę. Coś, co w trakcie czytania nie pozwalało mi się nudzić. Coś nowego. Zbiór opowiadań "Pomiędzy" wzbudzał większe emocje, ale i tak uważam, tak jak i pan Szczygieł, że teraz pani Onichimowska powinna zająć się już tylko i wyłącznie literaturą dla dorosłych. No dobra, z małymi przerwami - niech i młodsi mają coś od życia - ale jednak. Czekam na kolejną powieść z niecierpliwością :)
Lubię prozę Onichimowskiej, a o tej książce jeszcze nie słyszałam. Po takiej opinii koniecznie muszę się za nią rozejrzeć :)
OdpowiedzUsuńWarto, warto :) I jeszcze zbiór opowiadań "Pomiędzy" :)
OdpowiedzUsuńNie znam autorki, ale też, niestety, nie mam ochoty jej poznać. To zwyczajnie nie ten typ literatury, który preferuje. Zwyczajnie bym się zanudziła. Ale recenzję czytałam z uśmiechem na ustach :)
OdpowiedzUsuńO nie! Poznać trzeba, naprawdę! :) Polecam zbiór "Pomiędzy" albo "10 stron świata".
OdpowiedzUsuńA za komplement dziękuję bardzo :)