1 czerwca 2011

"Spalona róża" Anna Walczak

Medison Carpen i Daniel Broogins są przeciwieństwami. Ona od zawsze biedna, poniżana i doświadczona przez los. Nic nieznacząca. On bogaty i pożądany, krętacz, kobieciarz. Drań. Nienawidzą się.
Czy żyjąc pod jednym dachem, w mrocznym domu i czarnej przestrzeni, pomimo przeciwności losu i niebezpieczeństwa, uda im się uwierzyć w miłość?




Książkę recenzowałam w ramach akcji "Włóczykijka":
   Opis krótki i fabuła powieści też niestety nie przyprawia o ból głowy od nadmiaru wrażeń. Nie chcę być "kolejną, która się pastwi", bo rozumiem dlaczego wydawcy postawili na tę książkę: szybko i przyjemnie się ją czyta, ale... i o tym będzie dalej. Od strony technicznej, rażą literówki i powtórzenia, ale to już korekta zawiodła.
   "Spalona róża" to - jak głoszą nagłówki różnych artykułów dotyczących książki - gotycki romans. Nie znam tego gatunku, nie spotkałam się wcześniej z książkami tego typu, ale jaki by to nie był romans - pomysł na fabułę raczej nie był zbytnio przemyślany, racjonalny czy choćby odrobinę logiczny wobec reguł rządzących naszym światem i uczuciami ludzi, tymi choćby najprostszymi. Zrzucanie wszystkiego na karb wieku? Byłoby łatwiej powiedzieć, że autorka jest zdecydowanie zbyt młoda żeby wiedzieć to czy tamto. Ale myślę, że nie do końca w tym sęk, bo mając lat jeszcze naście w wielu sprawach jestem zielona i tylko przypuszczam, jak to wygląda naprawdę. Nie o to chodzi. Zręczny pisarz potrafi stworzyć każdą sytuację i nadać jej smak zwyczajności. I o to mi chodzi - że od książki wymaga się kompletności. Tu jej moim zdaniem brakowało.
   Pod jedną z wielu recenzji powieści Anny Walczak przeczytałam, że recenzentka ma już dość bycia królikiem doświadczalnym polskich wydawców i autorów. I w pewnym sensie się z nią zgadzam, bo przecież gdy idziemy do księgarni żądamy pozytywnych wrażeń po lekturze książki kupionej za taką czy inną kwotę. Może i recenzent ma ten przywilej, że książkę musi jedynie skończyć i ocenić, ale co ma powiedzieć przeciętny zjadacz chleba, który chce sięgnąć po polską prozę i uświadamia sobie, że wydał pieniądze w błoto? Jestem świadoma tego, że słowa, których używam mogą być zbyt ostre, ale nie chcę wprowadzać taryfy ulgowej. Skoro autorka nie poczekała z wydaniem książki, ja nie będę czekać, aż mi zły humor przejdzie.
   Bo na początku naprawdę chciałam książkę włożyć z powrotem do koperty i mieć to z głowy. Początek tej historii jest tak strasznie naciągany jak historie z południowo amerykańskich telenoweli. On - bogaty, nieziemsko przystojny, dobrze wychowany i wyrachowany... i on ma problem ze znalezieniem żony?! Aż musi się zgadzać na propozycję znienawidzonej od czasów nastoletnich prawie-żebraczki, bitej przez ojca? "Wali cukierkami po oczach, że aż boli", jakby to powiedziała współczesna nastolatka. Do tego ona, pomimo wieku 23 lat (!), wciąż mieszka z ojcem, który dzień w dzień ja katuje. Niewolnica vel męczennica Isaura? Gdyby mój ojciec zachowywał się tak samo wyrzuciłabym go z domu albo sama bym uciekła. Gdziekolwiek. Mówię poważnie.
   Za to Medison (skąd to imię? co za pisownia? wrzucam w Google i wyskakują mi jakieś medyczne programy komputerowe!) pomimo upokorzeń z jego strony tęskni za nim jak za najlepszym ojczulkiem i martwi się o niego, co dla mnie jest wręcz podejrzane. Ta silna, inteligentna, pyskata i tak dalej... I to jest moim zdaniem niespójność we własnych poglądach. Bohaterowie nie zostali skonstruowani na bazie swoich doświadczeń życiowych. One zostały im dodane. Daniel jest pod tym względem trochę bardziej zadbany, bo wyjaśnia motywy swoich działań w pewnym momencie, ale co do Medison, nie mam wątpliwości, że jej postać przerosła autorkę.
   Co do gatunku zaś... jeżeli gotycki charakter powieści został przedstawiony w opisach środowiska, to ode mnie masz dziewiątkę. Bo jak czytałam o tych wystrojach wszystkich pokoi: bordowy, czarny, ciemnozielony - połączonych z bielą raczej nie miałam najlepszych wyobrażeń przed oczami. Ale czerń mnie przytłaczała, przytłaczała mnie do głębi i naprawdę byłam pod wrażeniem tych ciemności egipskich. Od razu mi słońce za oknem gasło.
   I na koniec pozytywy: rozkręcająca się akcja pod koniec książki. Te intrygi, knowania, spiski - mogłam przy nich znieść jednomyślność bohaterów (Daniel i Medison nazywali przyjaciół domu harpiami) i ich ciągłe sztuczne kłótnie o nic. Patrząc na fabułę ze strony wypowiedzi Medison, chciała zostać żoną Daniela, by po prostu mieć gdzie mieszkać. Skoro więc już u niego mieszkała, mogła zachowawczo siedzieć cicho a nie głupio igrać z ogniem - naprawdę głupio - i prowokować Daniela, by non stop chodził podenerwowany, delikatnie rzecz ujmując. I znowu wróciłam do minusów...
   Postać Michaela - najlepszego przyjaciela Brooginsa - była nieco dziwna, ale miał być mroczny i taki był. Dwulicowy, inteligentny, ulegały mu kobiety - i tak właśnie się przedstawiał. Ponadto, jego perfidia i bezwzględność również w pewien sposób mi się podobały, choć na początku jego pseudo zagadkowe wypowiedzi raczej mnie śmieszyły.
   A zatem, podsumowując, warto było doczytać tę książkę do końca. Dla Madeleine, o której zapomniałam wspomnieć, ale była naprawdę wesoła z tymi swoimi planami o dzieciach, dla akcji, niewielkiej ale zawsze akcji oraz dla Daniela, który był odpowiednio mroczny do swojej roli. Ale w drugim wydaniu zdecydowanie postawiłabym na jednokrotne użycie słowa demon - przy drugim i trzecim czułam się tak, jakbym czytała o egzorcyzmach albo o jakichś piekielnych sprawach. I ten tytuł, taki trochę wymuszony, ale niech będzie - ładnie brzmi, a przecież o to właśnie chodzi.
   Następna książka na pewno będzie lepsza, wierzę w to i trzymam kciuki za autorkę, bo talent pisarski jest, tylko trzeba też posiedzieć trochę nad fabułą. 


Wydawca: Wydawnictwo Novae Res
Ilość stron: 352
Rok wydania: 2010
Nabyta przez: włóczykijka

1 komentarz:

  1. Sporo różnych opinii o tej książce czytałam. Jedni chwalą, inni niekoniecznie... Będę musiała dokładnie przemyśleć, czy przeczytać ją czy nie:))
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz i poświęcony mi czas :)