Brytania, V wiek po Chrystusie, najmroczniejszy czas w dziejach wyspy. Rzymianie odeszli, ich śladem podążają pogańscy bogowie. Święte ognie gasną - nadchodzi era chrześcijaństwa... Pogrążona w chaosie, podzielona na walczące ze sobą królestwa Brytania z trudem opiera się saksońskiej inwazji. Los wyspy wydaje się przesądzony. Starzejący się władca, Uther, nie ma dziedzica w odpowiednim wieku, który po jego śmierci objąłby przywództwo w walce ze zdradzieckimi Sasami. Jedynym człowiekiem, który może sięgnąć po koronę i zjednoczyć kraj, jest podopieczny czarownika Merlina i nieślubny syn Uthera - Artur. Młody mąż stanu ma przeciwko sobie nie tylko saksońską furię, ale również zawistnych i nieprzychylnych mu ludzi. Uzbrojony w odwagę i honor, zdeterminowany, by ocalić Brytanię przed ostateczną klęską, musi stanąć do nierównej walki nie tylko ze zbrojną potęgą, ale również z siłami, których nie sposób zrozumieć... Nękany wątpliwościami, targany namiętnością, kochany i zdradzany, wielbiony i znienawidzony, Artur jest nie tylko symbolem honorowej walki o ginący świat - jest przede wszystkim człowiekiem z krwi i kości.
Znowu zawitał na mój blog Bernard Cornwell - tym razem z pierwszą częścią Trylogii Arturiańskiej. I powiem Wam, że gdyby nie studia delektowałabym się lekturą tej książką jak dobrą czekoladą. Powoli rozgryzając kolejne kawałki, smakując słodyczy i rozpamiętując opowieść Derfla przez długi czas, tak samo jak pamięta się emocje towarzyszące zadowoleniu kubków smakowych. Czytelnicza rozkosz.
Może Wam się to wszystko wydawać dziwne, w końcu książki angielskiego historyka do prostych nie należą, są pełne wyczerpujących opisów, brutalności - brak tu nieziemskich akcentów postaci doskonałych. Merlin nie jest przecież tak uroczy jak Harry Potter, nie mówiąc już o tym, że Artur nie przypomina ani trochę Edwarda Cullena - a jednak, ta książka potrafi wciągnąć i zauroczyć. Tylko czym?
O prozie Cornwella można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że bije od niej ciepło i romantyzm. Anglia jest zimna, więc i klimat książki prędzej przyprawia o gęsią skórkę ale szczerze mi to nie przeszkadzało. Tak samo jak bardzo subtelne wątki romantyczne, będące zazwyczaj tłem lub drugim planem powieści - i związki, które do prostych nie należały. Cornwell tworzy swój własny świat, maksymalnie zgodny z panującymi wśród historycznych kręgów wyobrażeniami - i do tego całkiem męski. Przez co na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się czarne lub białe. Do czasu...
I to jest to, czym się delektuję czytając Cornwella - żaden bohater nie jest jednoznaczny i nie ma decyzji, które są optymalne i możliwie dobre. Nawet Artur sławiony w legendach, w tej książce z pozoru wspaniały bohater, w ostatecznym rozrachunku wypada nie tak całkiem dobrze. Jednak w tej powieści moim ulubionym bohaterem jest Derfel - narrator, który opowiadając o swoim autorytecie (Arturze) wplata też do historii swoją przeszłość. Chłopak od małego mieszka u Merlina, marzy o byciu wojownikiem i pragnie by jego panem był osławiony Artur, syn króla Uthera z nieprawego łoża - który w mniemaniu swego ojca przyczynił się do śmierci jego syna a swego brata przyrodniego Mordreda - następcy króla. Jednym zdaniem: wciąż coś się dzieje i nie ma czasu na nudę.
Podsumowując - albo i jeszcze nie - przepraszam, że nie zdradzałam fabuły ale i tak całkiem sporo jest już w opisie, a gdybym miała skrócić początek to pewnie nie byłoby potem co czytać (100 przewidywalnych stron). Słabo mi idzie recenzowanie, gdy przed oczami mam zegarek i plan zajęć :D Jednak mogę Was zapewnić, że książka jest warta przeczytania wszystkich jej sześciuset stron. I nie musicie się martwić, że jest to tylko nudna historia króla Artura opowiedziana po raz setny z nowymi elementami (chwytami marketingowymi). Cornwell sięga po najlepsze źródła, wspaniale włada piórem i podaje nam dodatkowo na tacy świetnego bohatera-narratora: Derfla. Już dla jego przemyśleń można tę powieść przeczytać :)
Może Wam się to wszystko wydawać dziwne, w końcu książki angielskiego historyka do prostych nie należą, są pełne wyczerpujących opisów, brutalności - brak tu nieziemskich akcentów postaci doskonałych. Merlin nie jest przecież tak uroczy jak Harry Potter, nie mówiąc już o tym, że Artur nie przypomina ani trochę Edwarda Cullena - a jednak, ta książka potrafi wciągnąć i zauroczyć. Tylko czym?
O prozie Cornwella można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że bije od niej ciepło i romantyzm. Anglia jest zimna, więc i klimat książki prędzej przyprawia o gęsią skórkę ale szczerze mi to nie przeszkadzało. Tak samo jak bardzo subtelne wątki romantyczne, będące zazwyczaj tłem lub drugim planem powieści - i związki, które do prostych nie należały. Cornwell tworzy swój własny świat, maksymalnie zgodny z panującymi wśród historycznych kręgów wyobrażeniami - i do tego całkiem męski. Przez co na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się czarne lub białe. Do czasu...
I to jest to, czym się delektuję czytając Cornwella - żaden bohater nie jest jednoznaczny i nie ma decyzji, które są optymalne i możliwie dobre. Nawet Artur sławiony w legendach, w tej książce z pozoru wspaniały bohater, w ostatecznym rozrachunku wypada nie tak całkiem dobrze. Jednak w tej powieści moim ulubionym bohaterem jest Derfel - narrator, który opowiadając o swoim autorytecie (Arturze) wplata też do historii swoją przeszłość. Chłopak od małego mieszka u Merlina, marzy o byciu wojownikiem i pragnie by jego panem był osławiony Artur, syn króla Uthera z nieprawego łoża - który w mniemaniu swego ojca przyczynił się do śmierci jego syna a swego brata przyrodniego Mordreda - następcy króla. Jednym zdaniem: wciąż coś się dzieje i nie ma czasu na nudę.
Podsumowując - albo i jeszcze nie - przepraszam, że nie zdradzałam fabuły ale i tak całkiem sporo jest już w opisie, a gdybym miała skrócić początek to pewnie nie byłoby potem co czytać (100 przewidywalnych stron). Słabo mi idzie recenzowanie, gdy przed oczami mam zegarek i plan zajęć :D Jednak mogę Was zapewnić, że książka jest warta przeczytania wszystkich jej sześciuset stron. I nie musicie się martwić, że jest to tylko nudna historia króla Artura opowiedziana po raz setny z nowymi elementami (chwytami marketingowymi). Cornwell sięga po najlepsze źródła, wspaniale włada piórem i podaje nam dodatkowo na tacy świetnego bohatera-narratora: Derfla. Już dla jego przemyśleń można tę powieść przeczytać :)