Po oszałamiającym sukcesie bestsellerowej „Żony podróżnika w czasie”, Audrey Niffenegger powraca z „Lustrzanym odbiciem”, niepokojącą opowieścią o skomplikowanej miłości, tożsamości i rywalizacji pomiędzy bliźniętami.
Powieść rozpoczyna się śmiercią Elspeth Noblin, która zapisuje swoje londyńskie mieszkanie swym siostrzenicom – bliźniaczkom. Te dwudziestoletnie, niedoświadczone dziewczyny chętnie przeprowadzają się do Anglii, by przymierzyć się do nowego życia, tak samo jak przymierzają swoje identyczne stroje. Zabytkowy cmentarz Highgate – obok którego stoi dom Elspeth – służy za znakomite tło, na którym siostry wplątują się w losy swych sąsiadów: dawnego partnera Elspeth, Roberta; Martina, chorego na agorafobię specjalisty od krzyżówek Martina i ducha Elspeth, która rozpaczliwie próbuje się odnaleźć w swym nowym „życiu po życiu”.
Książka z piękną okładką i potężną tajemnicą. Naładowana emocjami tak, że można doznać nie jednego wstrząsu podczas lektury. Ta książka mówi o duchach i sama ma duszę. Wyczerpie czytelnika psychicznie i nie pozwoli mu odpuścić jej do samego końca. Wyzuje Was z życia jak niejedna pralka. Naprawdę nie wiem co napisać. Skończyłam ją dziś rano, zrobiłam przerwę i nadal nie mogę się otrząsnąć.
Bliźniaki to dość popularny motyw dzieł literackich. Fenomen tych jednojajowych jest mocno roztrząsany i traktowany wręcz z nabożnością. W końcu łącząca bliźnięta więź wydaje się jakby nadludzka. Jednak czy naprawdę są one identyczne jak odbicia lustrzane? Boję się uronić choćby o jedno słowo za dużo aby nie zepsuć Wam wrażeń z lektury, gdyż owa identyczność to oś tej powieści. Bardzo cienka, delikatna i łatwo ją złamać. Z taką osią żaden pojazd daleko nie zajedzie, jednak Audrey Niffenegger, w bólach pewnie wielkich, dojechała do samego końca. Nie powiem w żadnym razie, że książka była zła, nie łapcie mnie za słowa. Jednak myślę, że tej książce do doskonałości trochę zabrakło, a była na naprawdę dobrej drodze.
Elspeth to osoba wysoce interesująca. Niziutka, szczuplutka ale z charyzmą jakiej pozazdrościłaby jej niejedna bezbarwna bohaterka. Angielka, od zawsze mieszkająca w Londynie. Dobrze wie czego chce i potrafi każdego omotać wokół palca tak, aby i omotany był szczęśliwy. Gdyby nie choroba pewnie nadal cieszyłaby się życiem u boku młodszego Roberta, wpatrzonego w nią jak w obrazek. Ale choroba nie wybiera - dlatego kobieta naprędce spisuje swój testament, który w perspektywie czasu musi rozpętać sporą burzę. Bohaterowie wplątani w jej gierki nie wyjdą z tego cało.
Julia i Valentina to dwudziestoletnie bliźniaczki, amerykanki; córki Jacka i Edwiny - bliźniaczej siostry Elspeth. Jednak pomimo faktu tak bliskich wydawać by się mogło relacji Edie i Elspeth, dziewczyny nie znają swojej ciotki. Matka nigdy nie wyciąga na wierzch tematu siostry mieszkającej w Londynie. Jednak Elspeth daje o sobie znać po poznaniu diagnozy. I nie ma zamiaru ułatwiać życia swojej siostrze. Zapisuje siostrzenicom mieszkanie i majątek w spadku. Takiej okazji nie można się oprzeć - dziewczyny po osiągnięciu pełnoletności wylatują do Londynu, gdzie czeka je przygoda życia. Ich los jest teraz w rękach ciotki, która wyraźnie nie ma zamiaru pożegnać się z tym światem. Słowem: będzie się działo.
No właśnie - co może trochę razić to tempo historii, które najpierw jest naprawdę wolne, tak jakby autorka nie spieszyła się z przedstawieniem fabuły czytelnikowi i ciągle próbowała przed nim coś ukrywać, a nagle od połowy przyspiesza i to dość konkretnie, tak, że ciężko za bohaterami nadążyć. Nie jest to więc łatwa powieść ani tym bardziej żadne ckliwe czytadło. Kreacje postaci są złożone, wyraziste i ciężko jest pomylić nawet bliźniaczych bohaterów. Jednak trudno ich polubić czy pokochać, a jeżeli się udaje, jest to uczucie trudne. Autorka zdecydowanie rzuca czytelnikom kłody pod nogi, tak jakby chciała sprawdzić ich wytrzymałość. Tak przynajmniej ja odbieram całość powieści. Aby się wczuć, trzeba poświęcić trochę więcej czasu.
Audrey Niffenegger udowodniła, że potrafi pisać. Jej powieść "Żona podróżnika w czasie" stała się bestsellerem a i przy tej książce mogłam cieszyć oko dojrzałym stylem, rozbudowanymi opisami i dobrze napisanymi dialogami. O bohaterach już wspominałam - są jedyni w swoim rodzaju. Ich losy splątane z Highgate są tak naturalne, że czułam się jakbym sama spacerowała alejkami cmentarza i obserwowała ich przez okno. Pomysł na książkę jest naprawdę dobry, wyróżniający się wśród czytanych przez mnie dotychczas powieści. Jednak... ach, ja zawsze się do czegoś przyczepię. Tutaj miałam trochę problemów z logiką i naiwnością bohaterów. Tego właśnie mi brakło na drodze ku doskonałości.
Znałam bliźniaczki jednojajowe i szczerze mówiąc, rzadko kiedy miałam problem z ich rozróżnieniem choć widywałyśmy się tylko w szkole. Bliźniaki o identycznym genomie, mimo wszystko, mają różne osobowości. Autorka również to akcentuje, choć same zainteresowane w jej powieści są przekonane, że społeczeństwo tych różnic nie dostrzega, więc roztaczają wokół siebie aurę tajemnicy, wręcz magii. Podobnie wygląda też moje zdanie na temat całokształtu książki: autorka bardzo chciała stworzyć nowoczesną, lekko abstrakcyjną baśń opartą na walce dobra ze złem w człowieku, a skończyło się na dobrze rozpisanej historii z dość niezrozumiałym i jakby wymuszonym zakończeniem. Książki nie zapomnę jeszcze długo, ale co do bohaterów, odczuwam wobec nich tylko i wyłącznie współczucie. Bo mogło być tak pięknie...
Elspeth to osoba wysoce interesująca. Niziutka, szczuplutka ale z charyzmą jakiej pozazdrościłaby jej niejedna bezbarwna bohaterka. Angielka, od zawsze mieszkająca w Londynie. Dobrze wie czego chce i potrafi każdego omotać wokół palca tak, aby i omotany był szczęśliwy. Gdyby nie choroba pewnie nadal cieszyłaby się życiem u boku młodszego Roberta, wpatrzonego w nią jak w obrazek. Ale choroba nie wybiera - dlatego kobieta naprędce spisuje swój testament, który w perspektywie czasu musi rozpętać sporą burzę. Bohaterowie wplątani w jej gierki nie wyjdą z tego cało.
Julia i Valentina to dwudziestoletnie bliźniaczki, amerykanki; córki Jacka i Edwiny - bliźniaczej siostry Elspeth. Jednak pomimo faktu tak bliskich wydawać by się mogło relacji Edie i Elspeth, dziewczyny nie znają swojej ciotki. Matka nigdy nie wyciąga na wierzch tematu siostry mieszkającej w Londynie. Jednak Elspeth daje o sobie znać po poznaniu diagnozy. I nie ma zamiaru ułatwiać życia swojej siostrze. Zapisuje siostrzenicom mieszkanie i majątek w spadku. Takiej okazji nie można się oprzeć - dziewczyny po osiągnięciu pełnoletności wylatują do Londynu, gdzie czeka je przygoda życia. Ich los jest teraz w rękach ciotki, która wyraźnie nie ma zamiaru pożegnać się z tym światem. Słowem: będzie się działo.
No właśnie - co może trochę razić to tempo historii, które najpierw jest naprawdę wolne, tak jakby autorka nie spieszyła się z przedstawieniem fabuły czytelnikowi i ciągle próbowała przed nim coś ukrywać, a nagle od połowy przyspiesza i to dość konkretnie, tak, że ciężko za bohaterami nadążyć. Nie jest to więc łatwa powieść ani tym bardziej żadne ckliwe czytadło. Kreacje postaci są złożone, wyraziste i ciężko jest pomylić nawet bliźniaczych bohaterów. Jednak trudno ich polubić czy pokochać, a jeżeli się udaje, jest to uczucie trudne. Autorka zdecydowanie rzuca czytelnikom kłody pod nogi, tak jakby chciała sprawdzić ich wytrzymałość. Tak przynajmniej ja odbieram całość powieści. Aby się wczuć, trzeba poświęcić trochę więcej czasu.
Audrey Niffenegger udowodniła, że potrafi pisać. Jej powieść "Żona podróżnika w czasie" stała się bestsellerem a i przy tej książce mogłam cieszyć oko dojrzałym stylem, rozbudowanymi opisami i dobrze napisanymi dialogami. O bohaterach już wspominałam - są jedyni w swoim rodzaju. Ich losy splątane z Highgate są tak naturalne, że czułam się jakbym sama spacerowała alejkami cmentarza i obserwowała ich przez okno. Pomysł na książkę jest naprawdę dobry, wyróżniający się wśród czytanych przez mnie dotychczas powieści. Jednak... ach, ja zawsze się do czegoś przyczepię. Tutaj miałam trochę problemów z logiką i naiwnością bohaterów. Tego właśnie mi brakło na drodze ku doskonałości.
Znałam bliźniaczki jednojajowe i szczerze mówiąc, rzadko kiedy miałam problem z ich rozróżnieniem choć widywałyśmy się tylko w szkole. Bliźniaki o identycznym genomie, mimo wszystko, mają różne osobowości. Autorka również to akcentuje, choć same zainteresowane w jej powieści są przekonane, że społeczeństwo tych różnic nie dostrzega, więc roztaczają wokół siebie aurę tajemnicy, wręcz magii. Podobnie wygląda też moje zdanie na temat całokształtu książki: autorka bardzo chciała stworzyć nowoczesną, lekko abstrakcyjną baśń opartą na walce dobra ze złem w człowieku, a skończyło się na dobrze rozpisanej historii z dość niezrozumiałym i jakby wymuszonym zakończeniem. Książki nie zapomnę jeszcze długo, ale co do bohaterów, odczuwam wobec nich tylko i wyłącznie współczucie. Bo mogło być tak pięknie...
"Żonę podróżnika w czasie" czytałam kilka ładnych lat temu, nadal mam ją w mojej biblioteczce :)
OdpowiedzUsuńa po tę z chęcią sięgnę :)
Ja mam ją w planach, bo film spodobał mi się bardzo :)
UsuńCzytałam już jakąś książkę tej pisarki i nie podobała mi się, wręcz ją znienawidziłam (nie wiem jak to możliwe, no ale :D). Więc wątpię że sięgnę po tą. ^^
OdpowiedzUsuńZnienawidziłaś? No to już mocne słowa. Przyznam, że jest to proza specyficzna ale żeby aż tak?
Usuńjak na razie nie mam ochoty na spotkanie z tą autorką :D
OdpowiedzUsuńMoże i ja się skuszę na tę lekturę? Ale póki co czekają stosy innych pozycji :-)
OdpowiedzUsuńWiadomo :D
UsuńBohaterowie rzeczywiście są dość szczególni, ale ja raczej ich nie polubiłam - bliźniaczki strasznie mnie denerwowały tym, że właściwie nic nie robiły (tylko oglądały telewizję i rozmawiały...). Trochę mnie ta książka wynudziła szczerze mówiąc :)
OdpowiedzUsuńPrawda, bliźniaczki bywały straszne ale w sumie Valentina miała pasję - szycie :) Ja się strasznie wciągnęłam, chociaż bywało różnie.
UsuńNie czytałam jeszcze książek tej autorki, ale chyba najpierw sięgnę po "Żonę podróżnika w czasie". Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOd razu po bestseller? Potem inne książki mogą bardzo stracić przy porównaniu...
UsuńLubię zaczynać od czegoś charakterystycznego dla danego autora. Polecasz "Lustrzane odbicie" na pierwszy ogień?
UsuńTrudno znaleźć ideał książkowy, zawsze wypatrzy się coś co irytuje i psuje przyjemność czytania, ale żeby tylko takie miec problemy...
OdpowiedzUsuń"Lustrzane dobicie" mnie fascynuje, wybaczę autorce to rzucanie kłód pod nogi i postaram się zauroczyć książką.
Prawda, może trochę za dużo narzekam ale gdy naiwność bije po oczach, nie mogę nie interweniować ^^ A tak na poważnie, wszystko zrozumiem ale problemy z logiką... albo może to moja logika szwankuje? Zgłupiałam.
UsuńHmm sama nie wiem, tak jakby nie mój klimat, ale z chęcią kiedyś sięgnę :)
OdpowiedzUsuńOjej, czyli książka, którą trzeba koniecznie przeczytać!
OdpowiedzUsuńMusiałam chwilę pomyśleć - "Żona podróżnika w czasie"?. No tak znam ją pod tytułem "Zaklęci w czasie" (chyb bardziej klimatycznym? ). Wywarła na mnie wielkie wrażenie. Pomijam już fakt,że płakałam jak bóbr :P
OdpowiedzUsuńZ pewnością sięgnę po "Lustrzane odbicie" z nadzieją na podobne emocje
Hmm .. nie wiem wydaję się być ciekawa.
OdpowiedzUsuńŚwietny blog !
Wpadnij do mnie :)