5 października 2012

"Wilki w modnych ciuszkach" Carrie Karasyov, Jill Kargman



Julia, sprzedawczyni w salonie jubilerskim, to zwyczajna szara myszka. Pewnego dnia dostarcza naszyjnik na ślub Lell Pelham – dziedziczki firmy projektującej ekskluzywną biżuterię. Kapryśna Lell pod wpływem impulsu decyduje się na eksperyment. Na złość przyjaciółkom chce wprowadzić Julię do nowojorskiej socjety, uczynić z niej jedną z przebojowych, modnie ubranych, wpływowych kobiet. Eksperyment jednak wymyka się spod kontroli, gdy Julia wpada w oko mężowi Lell…
Czy w światku fałszywych przyjaźni, intryg i pozorów Julii uda się pozostać sobą i znaleźć prawdziwą miłość?


   Każda książka zasługuje na choćby najmniejsze wspomnienie. Niezależenie od tego, jak bardzo była beznadziejna. I chociaż lubię czytadła, to chyba jednak nie wszelakie jak podejrzewałam i są jakieś granice lekkości pióra. Chyba, że ja już na pewne rzeczy jestem za stara - to też jakiś argument. "Nie czytaj! Termin ważności minął... pięć lat temu!" krzyczy różowa okładka. Nie posłuchałam.
   Jak już kiedyś pisałam, bar w którym pracowałam (nie odwiedzajcie na następnych wakacjach "Baru Zakapiora") prosperował... bardzo nieporadnie, klienci omijali nas szerokim łukiem (niestety słusznie) co za tym idzie - miałam dużo czasu na czytanie. Jednak, z racji iż praca pracą przecież była i jednak czasem ktoś zawitał potrzebowałam lektury lekkiej, nie wymagającej dużego skupienia [dlatego "Ostatnia zbrodnia Stalina" odpadła w przedbiegach]. Wybrałam stosunkowo cienką i prosto napisaną powieść "Wilki w modnych ciuszkach" autorek o ugruntowanej pozycji na rynku wydawniczym, słynących z opowieści o krezusach z Manhattanu. I wsiąkłam na dobre.
   Styl jest prosty, przejrzysty, czyta się z rozpędu nie widząc gdzie koniec ale to jeden z niewielu atutów. Bohaterowie są schematyczni, czasem przerysowani i łatwi do rozgryzienia jak budowa cepa. I chociaż marketingowe chwyty każą nam lubić Julię i jej przyjaciół gejów a także nielicznych rozsądnych dziedziców, to jednak ja osobiście miałam czasami dość oklepanych rozwiązań. Julia jest aniołem stąpającym po równym asfalcie Nowego Jorku, z przezroczystą aureolą. Zajmuje się wolontariatem, jest kosmicznie-zjawiskowo piękna a do tego uwielbia fast-foody i zdarza jej się przekląć. Pomyślicie - jaki anioł przeklina? Ale chodzi mi o to, że pomimo bycia najpiękniejszą ekspedientką na Manhattanie podstępem wciągniętą do świata bogaczy, Julia wciąż zostaje tą samą cudowną, dobrą, mądrą, niezmanierowaną, utalentowaną i w ogóle ze świecą szukać takiej kobiety. 
   Nie myślcie, że pluję jadem (może troszkę). Ale liczyłam na lepszą historię, skoro tego typu książki tak świetnie się sprzedają. I chociaż nie mogę skrytykować tej powieści całkowicie, bo było kilka lepszych momentów to jednak... oczekiwałam czegoś lepszego. Może to moja wina, że nie cieszyło mnie tak bardzo jej czytanie.

9 komentarzy:

  1. Książka zdecydowanie nie dla mnie, Twoja recenzja jedynie mnie w tym utwierdziła - nie znoszę takich wyidealizowanych bohaterek. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to w sumie nic nie stracę, jeśli sobie odpuszczę powyższą pozycję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książki raczej nie przeczytam. Lubię od czasu do czasu przeczytać coś lżejszego, ale tę książkę postaram się omijać.

    OdpowiedzUsuń
  4. nie będę marnować swego cennego czasu...

    OdpowiedzUsuń
  5. No to i ja chyba sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja sam tak czy inaczej bym nie sięgnął po tę książkę, więc chociaż mam teraz pewność...

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdecydowanie nie mój klimat. Inna sprawa, że sama okładka zraziła mnie do siebie nieodwracalnie ;) Ale widzę, że i środek nie warty zainteresowania ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czasami tak bywa, ja ostatnio powróciłam do romansów ale historycznych - na szczęście nie zawiodłam się tak jak Ty :) Zapamiętam Twoje ostrzeżenie na wypadek gdyby mi się kiedyś nawinęła pod rękę :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz i poświęcony mi czas :)