Temperance Brennan zostaje wezwana do Montrealu, gdzie znaleziono zwłoki ortodoksyjnego Żyda, by zbadać, czy ofiara popełniła samobójstwo, czy też została zamordowana. Podczas oględzin miejsca zwłok nieznajomy wsuwa do kieszeni pani antropolog tajemnicze zdjęcie szkieletu, sugerując, że to ono stanowi klucz do rozwiązania zagadki. Tempe szybko odkrywa, że widoczne na fotografii kości zostały znalezione podczas wykopalisk archeologicznych. Dowiaduje się też, że zmarły mężczyzna pod przykrywką firmy importowej prowadził nielegalne interesy na czarnym rynku antyków. W towarzystwie detektywa Andrew Ryana oraz Jake’s Druma, specjalisty w dziedzinie archeologii biblijnej, Tempe wyrusza do Izraela, by odkryć pochodzenie tajemniczych szczątków i zbadać starożytną kryptę, w której zostały znalezione. Wkrótce okaże się, że rozwiązania zagadki należy szukać w zamierzchłej przeszłości, przed urodzeniem Chrystusa, a jej rozwiązanie może podważyć posady największych światowych religii.
Pierwsza książka Kathy Reichs, choć nie pierwsza z serii, została przeze mnie z powodzeniem przeczytana powodując niedosyt. Czyli tak jak miało być, choć nie powiem, że było nam cały czas po drodze. Przede wszystkim przestrzegam - nie zaczynajcie czytania tej książki w jakimkolwiek środku transportu. Mdłości gwarantowane.
Ale zacznijmy od samego początku. „Starożytne kości” to ósma część serii o Temperance Brennan, antropolog współpracującej z kanadyjską policją. Co ciekawe, omawiana książka mająca w Polsce premierę 17 października tego roku w Ameryce została wydana w 2005 roku – czyli 7 lat temu. Długo przyszło nam czekać na uzupełnienie serii o „Cross Bones” – jak brzmi tytuł w oryginale. Jednak wydawnictwo Sonia Draga podjęło się tego trudnego zadania i zaraz po wydaniu najnowszych: „206 kości” oraz „Z krwi i kości” (pomijając na razie „Spider Bones”) powróciło do zapomnianej części o kontrowersyjnej fabule. Bowiem Reichs pokusiła się o historię, w której Tempe zostaje wplątana w religijny spór: czy Jezus naprawdę zmartwychwstał?
Do laboratorium Brennan trafiają zwłoki Żyda – Avrama Ferrisa, który otrzymał dwa strzały w tył głowy i został zamknięty w magazynie swojego sklepu z kilkoma kotami. Jak możecie sobie wyobrazić, po kilku dniach w małym pomieszczeniu, gdzie popsuł się termostat i grasują wygłodniałe koty jego zwłoki nie były w najlepszym stanie. A to bardzo delikatne określenie stanu rzeczy. Jednak Tempe i policjanci wiedzą na pewno, że to nie było samobójstwo, a do tego anonimowy świadek podrzuca pani antropolog zdjęcie bardzo starego szkieletu, który miałby być powodem śmierci Avrama. Ale dlaczego Ferris, ortodoksyjny Żyd, miałby ukrywać czyjś szkielet skoro brak pochówku jest w jego religii najgorszym znieważeniem i dla ukrywającego grzechem?
Tu zaczynają się schody i dla zwykłego śmiertelnika powiązania nie do odkrycia na pierwszy rzut oka. Na szczęście Reichs ustami bohaterki tłumaczy wiele zagadnień drugiej ważnej postaci – Ryanowi, detektywowi z Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej. Ryan Andrew to partner Tempe. Oboje mają już dorosłe dzieci i prawie cały wolny czas spędzają razem. Rozmowy tej dwójki niejednokrotnie wywoływały u mnie szeroki uśmiech, ponieważ Ryan jest błyskotliwy i zabawny a Tempe nieustępliwa i bardziej życiowa niż w popularnym serialu Kości. A że oboje świetnie tropią zbrodnię to odkrycie, kim jest zabójca Avrama a także, jak naprawdę wyglądała historia Masady – ważnego miejsca kultu Żydów, nie będzie dla nich tak wielkim problemem jak dla czytelnika podążanie za tokiem myślowym znajomych naukowców Brennan. Ponieważ czytanie „Starożytnych kości” wymaga czasami większego niż zwykle skupienia, o ile chcemy wiedzieć, jak do konkretnych wniosków doszli bohaterowie. Do tego Reichs pisze bardzo oszczędnie, zdaniami pojedynczymi. I nie będzie tak łatwo jak w serialach telewizyjnych. Tutaj metody badań są bardziej tradycyjne a dowody bardziej skąpe. I łatwo je stracić.
„Starożytne kości” to kryminał zawierający elementy popularno-naukowe i sensacyjne. Bohaterowie, jak żywi, wyskakują z kolejnych rozdziałów i burzą kolejne tezy, stawiane przez duet Tempe i Ryana doprowadzając do coraz gorszych dla najważniejszych religii wniosków. Ale nie bójcie się, Reichs na końcu książki wyraźnie rozgranicza co jest prawdą a co fikcją w tej historii. Może właśnie dlatego dotychczas w Polsce „Starożytne kości” nie doczekały się swojego wydania? Ponieważ wielu łatwowiernym osobom mogłyby namieszać w światopoglądzie.
Polecam ludziom o mocnych nerwach. Reichs nie szczędzi opisów rzeczy dla laików makabrycznych i obrzydliwych. I chociaż nie pisze rozwlekle to i tak jej obrazy działają na wyobraźnię, tak samo jak podejrzenia co do losów Jezusa.
Mam nadzieję, że moje nerwy to wytrzymają :P
OdpowiedzUsuń