W mieszkaniu Janusza Zawady, dawnego wspólnika ojca sióstr Sucharskich, zostają znalezione pozbawione głowy zwłoki młodego mężczyzny, a sam starszy pan znika bez śladu. Czy to jego szczątki były w spalonym, porzuconym nad Wartą samochodzie? Pięciu Nataliom trudno w to uwierzyć. Dochodzenie prowadzone przez policję ujawnia, że Janusz Zawada nie był zwyczajnym starszym panem. W przeszłości współpracował z potężnym gangiem złodziei dzieł sztuki, a w skrytce bankowej miał brylanty warte miliony. Śledztwo trwa, giną kolejni świadkowie. Brylanty znikają, a na scenę wkraczają siostry Sucharskie...
[Dość tego dobrego, wracam do pisania starych, (nie)dobrych opinii o książkach. Muzyką będę Was jeszcze raczyć, spodobało mi się :) Filmami pewnie też, więc nie bójcie się - będzie ruch w tym interesie.]
Starzy, dobrzy znajomi z "Natalii 5" powracają w znanym sobie stylu. Dziewczyny jak zwykle robią dużo hałasu, przyciągają wzrok i uwagę okolicznej policji a do tego wplątują się w nie lada tarapaty. I wszystko byłoby naprawdę pięknie, bo wątek kryminalny do końca wiercił mi dziurę w mózgu i kazał zmieniać teorie na temat biegu wydarzeń z mieszkania pana Zawady, jednak...
Albo czekałam zbyt długo albo miałam zbyt duże wymagania. "Natalii 5" zaskakiwało pomysłem, śmieszyło ciągłymi problemami z uwierzytelnianiem swoich danych osobowych i wchodzeniem sobie wiecznie w słowo przez siostry. Teraz, w drugiej części, powtarzają się ciągle te same żarty. Czasami miałam ochotę przeskoczyć kilka kartek by oszczędzić sobie tych polemik słownych rzeczonych sióstr i cudownych dzieci jednej z nich. Wiem, że jestem zgorzkniała ale mimo wszystko pierwsza część podobała mi się bardzo. Teraz więcej było irytacji. Bo nic nowego się nie pojawiło, jeżeli chodzi o żarty sytuacyjne. Czekałam na jakiś powiew świeżości, ale nie doczekałam się, i gdyby nie intryga to naprawdę kiepsko byłoby z oceną "Drugiego przekrętu". A do tego wątki miłosne, rozwijające się szybciej niż w brazylijskiej telenoweli. Bo kiedy mężczyzna po kilku randkach mówi o dzieciach, to mi się to wydaje na serio podejrzane.
Może to moja wina, że tak odebrałam tę książkę. Okoliczności czytania to według mnie około 40% ogólnej oceny i w tym przypadku pewnie było podobnie. Autorka pisze świetnie, lekkie pióro i nieinfantylny język to połączenie, które gwarantuje błyskawiczne wręcz pochłanianie tekstu i ogromną przyjemność z czytania, jednak historia a właściwie bohaterowie sukcesywnie mi ją odbierali. Zazdroszczę wszystkim, którym ta książka się podobała (a wiem, że większość była zadowolona), ja po prostu źle trafiłam jeżeli chodzi o czas i cierpliwość. Nie sugerujcie się tą recenzją całkowicie, ale jeżeli ktoś miał podobne odczucia to dajcie znać. Może jest dla mnie jeszcze jakaś szansa.