19 lutego 2015

"Komedia świąteczna" Victoria Alexander

Lady Camilla wie, jaki prezent chciałaby dostać na święta - oświadczyny przystojnego księcia. Wymarzony kandydat na męża chciałby zaś spędzić Boże Narodzenie w gronie tradycyjnej angielskiej rodziny. Camilla nie zamierza przedstawiać księciu swoich wyjątkowo dziwacznych krewnych i przyjaciół domu. Decyduje się wynająć aktorów, którzy perfekcyjnie odegrają role członków idealnej rodziny. Kiedy niespodziewanie pojawia się dawno niewidziany stary narzeczony, sytuacja wymyka się spod kontroli...


Myślałam, że potrzebuję czegoś lekkiego, ale albo nie wiem czego chcę (czyli jestem typową kobietą) albo ta książka była jednak zbyt lekka. Brzmi to śmiesznie, ale inaczej nie potrafię określić tej powieści.
Gdybym tworzyła dla "Komedii Świątecznej" blurb, mogłabym napisać: "Przeleciała mi przed oczami - nie wiem nawet kiedy! Lekka jak piórko! Pochłonęłam ją w jeden wieczór!". I chociaż fabuła jest naprawdę oryginalna, bohaterowie zapadają w pamięć (nie wszyscy, ale przynajmniej część) a dialogi bywają komiczne, to do pełni szczęścia czegoś mi zabrakło. Hmm... Elementów zaskoczenia?
Camilla Lydingham to trzydziestoletnia wdowa, która pragnie zakochać się w księciu. Nie, nie pomyliłam się. Jest bowiem książę (z królestwa, którego nazwy Camilla nie potrafi zapamiętać) zakochany w naszej bohaterce; przystojny i uroczy. Idealny po prostu. I Camilla, bogata wdowa czuje, że do pełni szczęścia brakuje jej tylko tytułu księżniczki. Nie przejmuje się brakiem uczucia, bo wierzy, że pojawi się samo w odpowiednim momencie. Zatem, korzystając ze sprzyjających okoliczności, pragnie nieco dopomóc swojemu szczęściu i podarować księciu idealne, dickensowskie święta podczas których ten jej się oświadczy. Nie brzmi to na razie groźnie. Robi się groźnie, gdy prawdziwych członków rodziny zastępuje aktorami, którzy nie zawsze radzą sobie ze swoimi rolami. Farsa. To słowo obijało mi czaszkę podczas lektury. Farsa, farsa, farsa.
A na domiar złego, po 11 latach wraca Greyson. Przyjaciel z czasów młodości... Opis sugeruje, że to stary narzeczony, ale niestety, znowu ktoś poszalał. Greyson Elliot był bowiem "jedynie" przyjacielem, który dzień przed ślubem Camilli z bogatym starcem wyznał jej swoje uczucia, a odrzucony, uciekł następnego dnia do Ameryki. 
To początek tej historii w skrócie. A co dalej? Dzieje się i to całkiem sporo. Autorka pilnuje, żebyśmy nie nudzili się ani przez chwilę i cały czas zwiększa liczbę bohaterów i cudów, jakie dzieją się w Millworth Manor. Piękny tort, na który ktoś wylał trochę za dużo lukru. Jednak jeżeli nie jest się takim złośliwym trollem (jako i ja jestem) to można się przy tej książce odprężyć, uśmiechnąć i rozmarzyć. Podejrzewam, że mojej mamie mogłaby się ta książka spodobać - szczęśliwe zakończenie, mało dramatów, ogólnie pozytywni bohaterowie. Nieważne, że akcja dzieje się w XIX wieku a bohaterowie mają mentalność XXI wieku. Niechaj będzie.
Co do stylu, tak jak pisałam na samym początku, jest lekki i przyjemny. Książkę się wręcz pochłania. Jest sporo dialogów - tak zgrabnie napisanych, że aż niemożliwych. Bohaterowie nie mają dłuższej chwili na zawahanie i odpowiedź zawsze - jak as - czeka w rękawie. Z jednej strony, to urocze - czasami można się zarumienić wraz z Camillą. Czasem można przewracać oczami, bo Greyson zawsze ma odpowiedź, na wszystko. I to on łagodzi wszystkie nieporozumienia. Naprawdę wszystkie.
Ok, wychodzi ze mnie Grinch. I okropna maruda. Czytajcie i cieszcie się. Miłość istnieje. Hip hip hurra. Z każdego wydarzenia można wyjść cało, zdrowo i szczęśliwie. Wszystko można wybaczyć. Miłość zwycięża. Dobro zwycięża. 
Marta szuka swojego książkowego ideału gdzie indziej.

Przepraszam, za brak formy. 

PS. Ale wiecie co mnie boli najbardziej? Że ta książka naprawdę ma POTENCJAŁ, przez duże P. Ale autorka bała się namieszać. I zachować realia XIX wieku. 

9 komentarzy:

  1. Bardzo czekałam na tą powieść , mialam wielkie oczekiwania,ale teraz mam mieszane uczucia. Nie mówię nie,moze sięgnę,ale zapal mam mniejszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może to i lepiej? Bo gdy ma się spore oczekiwania, to można potem stracić gdzieś radość z czytania a tak, może po prostu będziesz po środku i będzie dobrze :) To nie tak, że książka jest zła - po prostu nie trafiła do dobrego czytelnika ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. zgadzam się. Nie wszystkim podoba się to samo:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuuu... A okładka taka ładna i nawet miałam na tę książkę ochotę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi się podobała, ale jednak czegoś jej było brak. Lekka, zabawna, ale na raz, ot i tyle

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety, jestem złośliwym trollem. Smuteczek.

    OdpowiedzUsuń
  7. Prawda, właśnie taka na raz. Nie więcej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Spróbować można :) Tragedii nie ma. Jest po prostu nijako.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz i poświęcony mi czas :)