17 lipca 2012

"Forteca. Oblężenie Gawilghur, 1803" Bernard Cornwell


Grudzień 1803 roku. Świeżo awansowany na oficera, Richard Sharpe nie jest pewien swojego autorytetu. Nie zostaje zaakceptowany, a dowódca wyznacza go do uciążliwej pracy w taborze.
Znajduje tam korupcję, romans, zdradę oraz wrogów. Sierżant Hakeswill pragnie jego śmierci, a ma po swojej stronie potężnych przyjaciół. Demaskując zdradę, Sharpe znajduje się w niebezpieczeństwie. Zdaje się więc na swoje żołnierskie umiejętności – zamierza odzyskać i pewność siebie i skarb, który kiedyś zdobył na sułtanie Tipu.
W poszukiwaniu zemsty trafia pod Gawilghur, usadowioną w górach niezdobytą fortecę. Jej obronę wzmacnia angielski renegat William Dodd, który uciekł przed Sharpe’em w „Triumfie”. Dodd ma pewność, że nikt nie jest w stanie go dosięgnąć, ale Sharpe zrobi wszystko, aby się zemścić. Dołącza do wojsk Wellesleya, mających przystąpić do szturmu. Przed nim najcięższy atak w jakim dotąd uczestniczył


   „Forteca” to trzecia w kolejności chronologicznej część serii o przygodach Richarda Sharpe’a, brytyjskiego żołnierza walczącego pod królewskimi chorągwiami. Cornwell zasłynął głównie dzięki tym „Kampaniom…”, na których podstawie nakręcono kilka filmów. Dla mnie jest to trzecie zetknięcie się z autorem, znanym mi wcześniej z powieści „Zimowy monarcha” (Trylogia Arturiańska) oraz z „Ostatniego królestwa” (Wojny Wikingów). W obu tych powieściach zrobił na mnie ogromne wrażenie dokładnością historyczną, przyjemnym dla wymagającego czytelnika stylem oraz wyrazistymi bohaterami, którzy aż prosili się o dobrą ekranizację. Czy i w tej powieści odnalazłam wszystko co w Cornwellu lubię? Postaram się jak najlepiej wyrazić swoje odczucia, choć przyznam, że nie jest to łatwe.
   Zaczyna się dość swobodnie. Autor przedstawia nam głównego bohatera, który wcale do grona bohaterów nie należy. Został mianowany na oficera, jednak wcale nie czuje się z tym dobrze, nie ma posłuchu u podwładnych a ci wyżsi od niego rangą nie szanują go na tyle, by mógł wśród żołnierzy coś znaczyć. Wcześniej walczył i był w samym środku wydarzeń, teraz jego jedynym zadaniem jest… przeżyć. Dlatego gdy stare przyzwyczajenia ciągną go do pierwszej linii ognia, w celu pomocy innym walczącym, natychmiast zostaje surowo skarcony i zawrócony na wcześniejszą pozycję. Jednym zdaniem: Sharpe nie ma łatwego życia. Rozważa nawet odejście z armii, ponieważ jeżeli chodzi o finanse to jest urządzony na jakiś czas dzięki wcześniejszym dokonaniom, o których woli się nie chwalić. Chce być zwykłym żołnierzem, traktowanym na równi z towarzyszami broni. Awans mu ciąży.
   I wydawać by się mogło, że wśród huku armat głównym zajęciem oficera będzie szukanie posłuchu i ugruntowywanie swojej pozycji w armii. Otóż nie, nie z Sharpem te numery. Wbrew pozorom i temu, czego pragnie, nie jest zwyczajnym żołnierzem. Jest Brytyjczykiem, w szkockim oddziale – owszem, ma z tym problem. Ale ma też inny – jego największy wróg wciąż kręci mu się przed nosem, a żeby sprawiedliwości stało się zadość musi poradzić sobie z kilkoma uciążliwymi osobami po drodze a potem zdobyć niezdobytą twierdzę Gawilghur, w której niejaki William Dodd urzęduje.
   Przyznam szczerze, że tę powieść Cornwella czytało mi się najtrudniej. Fachowe słownictwo opisujące bronie używane podczas bitew wydawało mi się momentami nie do przejścia. We wspomnianych wcześniej książkach walczono głównie mieczami – tutaj pojawiają się już różnorakie strzelby i armaty, a także specjalne ustawienia armii i tym podobne. Dla osoby, która historię zna tylko ze szkoły może to być albo interesujące albo nużące. Ale Cornwell jest szczegółowy i za to akurat krytykować go nie można – to w końcu powieść historyczna, a nie typowo obyczajowa.
   Dlatego też nie wciskam tej książki każdemu. Trzeba do niej dorosnąć, trzeba poświęcić jej trochę więcej czasu i uwagi by nie zgubić ważnego wątku. I, co niestety ważne, należy zapoznać się z poprzednimi tomami. Traktowanie tej powieści jako odrębnego dzieła może okazać się bardzo trudne, gdyż prozę Cornwella cechuje wielowątkowość. Przy takim tempie akcji nie da się wszystkich faktów z poprzednich tomów przypomnieć. Co ogółem oznacza, przynajmniej według mnie, że środek lata nie jest najlepszą porą roku na poznawanie twórczości tego wybitnego autora. Zaznaczam – poznawanie – ponieważ gdy słońce nas „roztapia” i pozbawia jakichkolwiek chęci do działania, nie możemy myśleć i skupić się na niczym więcej niż prostym czytadle. Chyba, że jesteśmy zaprawieni w bojach. Wtedy nie straszne nam gęsto rozpisywane opisy otoczenia i ludzi (niekoniecznie z przyjemną aparycją, zachowaniem czy charakterem) i makabryczne sceny, bezpośredniość w przedstawianiu wojennej rzeczywistości, bez choćby grama sztucznego patosu a za to z całą gamą wojennych lęków i wstydliwych epizodów. Dla brytyjskiego historyka, nic co ludzkie nie jest obce. Choć czasami chciałoby się zamknąć oczy.
   Podsumowując, „Forteca. Oblężenie Gawilghur, 1803” to książka, którą cenić będą sobie przede wszystkim historycy, ale także czytelnicy o szeroko otwartych umysłach – ponieważ tłem jest historia ale najważniejszy jest fikcyjny bohater i jego wymyślone przygody. Autor nagina też czasem fakty by ubarwić fabułę, więc nie można narzekać na podręcznikową nudę. Jedyne co mi przeszkadzało to duża dokładność opisów – chciałam pędzić wraz z akcją, a wciąż głowiłam się nad tym, co się tak naprawdę działo na polu bitwy. Albo nad różnymi przedmiotami [czyli: o czym my tak w ogóle mówimy?]. Całokształt jednak jest godny podziwu. Cornwella mogę uznać spokojnie za takiego brytyjskiego Sienkiewicza – czekam aż i on dostanie literackiego Nobla. 

6 komentarzy:

  1. Ja tego autora omijam szerokim łukiem i jakiekolwiek pozytywne recenzje mnie do niego nie przekonają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może po prostu nie trafia w Twój gust? Nie ma szans, żeby dogodzić wszystkim. Ewentualnie, kiedyś spróbuj jeszcze raz, zaczynając od wojen wikingów :)

      Usuń
  2. A ja ciągle i ciągle jestem pełna podziwu dla Twoich recenzji! Są super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Już się czerwienię jak burak :D

      Usuń
  3. Jakoś do mnie nie przemawia ta książka...

    OdpowiedzUsuń
  4. na dzień dzisiejszy raczej pass, nie ciągnie mnie do lektury
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz i poświęcony mi czas :)