Wtorek, cały dzień w domu, wyszłam poza jego obręb tylko na krótki spacer z siostrą i bratem a i tak... padam na twarz. Ale targi podsumować warto - tak żeby za rok tu zajrzeć i z niedowierzaniem pokręcić głową. Jak można było tak głupio budzik nastawić... Ale po kolei.
Operacja: TARGI 2012.
Dzień pierwszy: piątek, 26 października
8.15 - angielski; zwijam się i skręcam z ciekawości jak ja wszystko ogarnę, wszak o 15 trzeba już stać w kolejce po autograf do pani Łaciny... a do tego ciekawy kolega się dosiadł, szkoda tylko że tak słabo zna angielski...
10.30 - podpisywanie umowy do jednorazowej pracy, pierwsza taka umowa w życiu, ledwo zdążyłam na czas i w ogóle pełen stres
prawie 12.00 - problemy z tramwajami zmusiły mnie do dłuższego spaceru, zamarznięta wracam do akademika i zjadam śniadanie, ugaduje się z Agnieszką (Enga) i pędzę na targi
14.15 - wpadam na halę (po otrzymaniu identyfikatora i paczki od Gandalfa). Paczka miła i zaskakująca: trzecia część "1Q84" Murakamiego! Szkoda tylko, że nie czytałam dwóch pierwszych... ale to szczegół!
Zaraz po tym krążę między stoiskami czekając na odzew Agi, a gdy w końcu ją spotykam, widzę też panią Łacinę. Ze świeżo zdobytym egzemplarzem "Czynnika miłości" maszeruję po autograf.
I tu zaskoczenie - nie dość, że autorka "Kradzionych róż" i "Telefonów do przyjaciela" zostawiła na moim blogu komentarz to jeszcze mnie i mój blog kojarzy! Cudna chwila, zapamiętam do końca życia :)
Ale staram się nie robić problemów i kolejki nie wydłużać więc uciekam do kawiarni Pożegnanie z Afryką, gdzie zmierzają też Enga, Wiki, Alicja i Darek. Razem po dłuższej chwili zdobywamy autograf i - o dziwo - rozmowa się klei chociaż kojarzymy się jedynie z blogów :) Siła książek :D
Potem krążymy po targach w różnych konfiguracjach, trio: Wiktoria, Darek i Alicja zmywa się bo ma transport do NAWOJKI (duże litery ku pamięci wspomnianych wcześniej - bo jak można nie znać nazwy hostelu w którym się mieszka?), a ja też długo nie zostaję. Żegnam się szybko z Agnieszką, kupuję "Randkowanie z Jane Austen" za piątaka (totalne szaleństwo!) i jadę do akademika. Nie zdążam nawet dobrze odpocząć i strawić obiadu, gdy wiedziona ciekawością pędzę na rynek by znowu spotkać szalone trio.
20.00 - spotkanie z ww + pracownikami ściśle tajnych służb specjalnych w bliżej nieokreślonej knajpce na grodzkiej. Oczywiście wszystko przez Wiki, ale jest po prostu świetnie bo znowu poznaję wspaniałych ludzi. Wszystko kończy się tak, że jest późno, pada deszcz a ja w mokrych butach jestem nielegalnie przemycona do Nawojki. I dowiaduję się co to są gry fabularne! I jak smaczne może być wino :)
Dzień drugi: sobota, 27 października
11.15 - spoglądam na budzik i nie wierzę. Miałam wstać o 8.30! Zaczęło się już spotkanie blogerów z Anek na czele a ja w piżamie... Wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd. Ze spuszczoną głową wstaję, ale czuję, że do 16 jestem stracona. Kręcę się jak cień, coś tam szperam w necie i robię zakupy co by wytrzymać weekend w Krakowie. Pogoda jest okropna.
15.15 - wychodzę z akademika (biblioteka jagiellońska dawno zamknięta, więc wypożyczone książki muszą czekać do poniedziałku). Kilka minut przed 16 docieram do Botanici. Pierwsi blogerzy już są. Od razu rzucają się w oczy organizatorki (Kaś wypomina mi, że przeżyłam i tylko straszę komentarzami - ale co to za życie gdy w perspektywie 2.0 z matmy... ech!), viv, Fenrir, Silaqui i Iza. Jeżeli kogoś pominęłam, przepraszam! Tych ludzi po prostu "znałam" już wcześniej z blogów.
Czas mija, liczba konfiguracji stolików i krzeseł zwiększa się... a blogerów wciąż przybywa i przybywa. Grozi nam wyrzucenie z lokalu ^^. Ok, to tylko moja katastroficzna wizja. Po prostu było tłoczno :)
Konkretna lista gości na rzeczonym zlocie: TUTAJ.
19.00 (?) - nie pamiętam dokładnie, ale zmyłam się ponieważ obiecałam koleżankom z liceum, że się zobaczymy i musiałam uciekać. A tak było przyjemnie, że aż żal wychodzić... poznałam legendarną ktryę i jeszcze kilka innych ciekawych osób, które wcześniej kojarzyłam tylko z blogów (Tirindeth, Elenoir, Ultramaryna). Naprawdę cieszę się, że nie opętał mnie strach i mimo wszystko samotnie wybrałam się na to spotkanie :)
Dzień trzeci: niedziela, 28 października
Wstałam razem z budzikiem o 8.30, szybko zebrałam się po moje trio do Nawojki (bardzo byli zdziwieni moim telefonem i przyjściem, i kazali mi kłaść się spać - nie zgodziłam się, nie mogłam znowu się spóźnić na panel dyskusyjny) ale że po drodze doszczętnie przemokły mi buty (i się chamsko rozpadły! żule krakowskie mają lepsze obuwie niż ja wtedy) więc załamana wróciłam do akademika. Dopiero kupując bilet zauważyłam, że jest 9.07 a nie 10.07. Marta i jej panowanie nad czasem...
Tak czy siak - wróciłam, chwilkę spędziłam pod kołdrą żeby rozgrzać przemoknięte nogi, ubrałam inne buty... i spóźniłam się prawie 20 minut na dyskusję prowadzoną przez pana z portalu Granice.pl. Z blogosfery skojarzyłam Potanię i Darka Dłużenia :)
Pokręciłam się potem alejkami, odwiedziłam nawet stoisko AGH, przywitałam się z towarzyszami z piątkowego wieczoru i o 13 szybko wracałam do akademika. Nic nie kupiłam, nic! :D
Po obiedzie trochę leniwie kręciłam się po pokoju ale nadeszła godzina zero... szybko skończyłam budyń czekoladowy zrobiony na spółę z moimi współlokatorkami i popędziłam na przystanek by zdążyć na 19 na Czyżyny gdzie miałam całą noc pracować przy inwentaryzacji Leroy Merlin... I pracowałam, aż do 5 rano.
Dzień czwarty, potargowo
6.00 - jak robot dowlokłam się na swoje trzecie piętro, skompletowałam zestaw podprysznicowy i po zmyciu z siebie całego kurzu po-inwentaryzacyjnego, nie budząc dziewczyn, poszłam spać na 3 godziny.
10.15 - w bibliotece jagiellońskiej odebrałam swój przydział na ten weekend: "Podstawy gospodarki odpadami" & "Kasa, forsa, szmal". Zgadnijcie, do której z tych książek na serio zajrzę :D
11.20 - totalnie zamarznięta wsiadłam ze swoim "kompadre" czyli ogromnym plecakiem podróżnym do autobusu do Ustrzyk. Prawie całą podróż szczęśliwie przespałam.
***
Dziękuję wszystkim za udany weekend!
Blogerom, wyrozumiałym współlokatorkom, niemożliwie sympatycznym pracownikom Leroy Merlin (nigdy z taką świetną ekipą kierowniczą nie pracowałam!) i mojej rodzinie, która nadal traktuje mnie ulgowo :)
Przepraszam za brak zdjęć, nie posiadam aparatu ani talentu. Na szczęście nie brak go innym blogerom, więc szukajcie relacji u innych :) Na pewno będą ciekawsze - ja swoją napisałam głównie na pamiątkę. Abym przetrwała na tym blogu chociaż jeszcze jeden rok i mogła sobie te targi odświeżyć :)
I ku przestrodze, by budzik nastawić na sobotę a nie na każdy inny dzień tygodnia...
Pozdrawiam i dobranoc!