21 grudnia 2013

"Wszystkie barwy siatkówki" Marcin Prus

Jeśli sądzisz, że życie znanych sportowców to sielanka – masz rację. Jeśli twierdzisz, że jest im łatwiej niż innym – również nie będę mówił, że jest inaczej. Są jednak tematy, o których zapewne nie masz pojęcia.

Chcesz wiedzieć, co się dzieje w momencie, kiedy gasną światła? Jestem pewny, że tak. Masz tu sto procent prawdy o jasnych i ciemnych stronach zawodowego sportu.

To nie jest kolejna książka napisana przez anonimowego dziennikarza, który chce się wybić na czyjejś sławie. To szczere wyznanie człowieka, który zjadł zęby na siatkówce.

Na tym, na czym znam się najlepiej.

Marcin Prus – wielokrotny reprezentant Polski w piłce siatkowej, nazywany Dennisem Rodmanem volleya. Obecnie trener i dziennikarz radiowy, a także dyrektor sportowy Plaża Open, ogólnopolskiego cyklu turniejów siatkówki plażowej.


   Miałam się żalić, że czytanie mi nie idzie, ale wcale nie jest tak tragicznie. Skończyłam wyżej opisaną i kilka innych. Zaczyna się młyn a ja wtedy zawsze tracę motywację do czegokolwiek. Powinno być na odwrót, ale nie byłabym sobą.
   O pozostałych napiszę w kolejnych postach, choć palce świerzbią by już coś wklikać. Zostawię to sobie na później. Najpierw książka, która ma swoją dłuższą historię w mojej biblioteczce, ponieważ:
  • siatkówka to mój konik, lubię w nią grać, chodzić na mecze i co lepsze oglądać w telewizji,
  • uzyskałam ją drogą wymiany face to face, uwielbiam takie spotkania z blogerami :)
  • odrywała mnie od naprawdę ważnych zajęć,
  • mimo obaw wobec niej, po czytaniu recenzji innych, naprawdę mi się spodobała i zostanie w mojej biblioteczce (podwójne brawa),
  • czytam teraz (próbuję czytać!) wiele fan-ficków siatkarskich, sama takowy tworzę (mniej więcej, choć nie wymieniam nikogo z nazwiska) i uważam, że każdy kto chce się takową sztuką parać MUSI "Wszystkie barwy siatkówki" przeczytać [ewentualnie przeprowadzić gruntowny wywiad w tym środowisku]
   Ale wróćmy do samej książki. Marcin Prus tworzy coś na kształt własnej autobiografii. Opowiada swoją historię od małego berbecia po dziś dzień, oczywiście w skrócie - ponieważ w innym wypadku książka ta miałaby pewnie ponad tysiąc stron zapisanych drobnym maczkiem a nie tak wielką czcionką jak tutaj. Jednak nie narzekam i wybaczam kilkukrotne kończenie rozdziału tekstem "o szczegóły pytajcie na spotkaniach autorskich". Tego czego chciałam się dowiedzieć, już się dowiedziałam.
   Marcin Prus to chojrak, ale żeby przez znaną kreskówkę nie wprowadzać nikogo w błąd dodam: przeogromny kozak; zuchwały, nieskromny, pewny siebie siatkarz. To człowiek, którego kochają albo nienawidzą tłumy. I pewnie gdybym urodziła się trochę wcześniej i oglądała jego wyczyny na boisku i poza nim, należałabym do tej drugiej grupy. Facet farbujący włosy? No proszę Was! Ale na szczęście nie musiałam się irytować jego czupryną a jedynie przeczytałam jego książkę. Bezpośrednią, szczerą, nie idealną... prawdziwą. I go podziwiam. Nie kocham, nie nienawidzę - podziwiam za to, że podniósł się po kontuzji i końcu kariery, która dopiero nabierała tempa. I że jednak coś w siatkówce osiągnął, bo mimo talentu wcale nie był zdyscyplinowany i chętny do treningów.
   Lekkie pióro, barwna historia, moja ukochana siatkówka i znani mi bohaterowie - to główne elementy składające się na moją sympatię do tego dzieła. Zdjęcia przeglądało się przyjemnie, i owszem, zabawa w rozpoznawanie twarzy była przednia ale mimo wszystko tekst był dla mnie najważniejszy. Udało mi się poznać choć trochę realia siatkarskiego życia, zajrzeć za kulisy i dowiedzieć się co nieco o turniejach ważnych dla historii polskiej siatkówki.
   "Wszystkie barwy siatkówki" to dobra książka. Nie wybitna, nie dla każdego (bo myślę, że jednych mogłaby nudzić, a innych irytować). Ja przymykałam oko na przechwałki autora a siatkówką swego czasu bardzo się interesowałam więc miałam konkretne oczekiwania i po prostu potrzebowałam więcej kontaktu z tym sportem. Szkoda tylko, że tak mało jest treści a tak szybko się ją pochłania. Cóż, może kiedyś Marcin Prus napisze coś jeszcze - na pewno chętnie sięgnę :) 


Tymczasem nie ustaję w staraniach by dopasować terminy meczów w Rzeszowie z wolnym na AGH. Niestety, coś czuję że i w tym sezonie żadnego meczu Plusligi na żywo nie uświadczę. Ech...


Wesołych świąt, udanych potraw i wypieków oraz najlepszych prezentów życzę :)

2 komentarze:

  1. Ta książka zawsze będzie mi się kojarzyć z naszym półgodzinnym staniem pod księgarnią (prawie spóźniłam się na zajęcia, jak to zawsze ja ;)). W trakcie czytania zraziła mnie trochę właśnie ta wielka czcionka, zwroty w stylu "zapytajcie na spotkaniu" i momentami język, chociaż może dzięki temu "Wszystkie barwy..." były bardziej naturalne. Samego Prusa nie chciałabym mieć za sąsiada (dziękuję za koncerty w środku nocy :)), ale generalnie fajnie było poznać go bliżej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he - dokładnie :) Dobrze, że jednak się nie spóźniłaś! Wykładowcy tego nie rozumieją... Chyba, że sami przychodzą np. 16 minut po czasie...

      Fakt, duża czcionka zamiast dużej ilości tekstu. Ale co tam! Grunt, że siatkarze, siatkówka itd. :) Prus i blisko mnie mieszkać nie musi, na spotkanie z nim mogę iść ale pytać o szczegóły nie będę ale sympatycznie się to czytało, oczywiście z odrobiną niedowierzania i kiwania głową "tak, tak, kochany - a tu mi jedzie czołg".

      Pamiętaj, 11 stycznia w Artefakcie, może dłużej pogadamy :)

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz i poświęcony mi czas :)