13 marca 2014

"Chiny od góry do dołu" Marek Pindral

„Chiny od góry do dołu”, a może raczej „Chiny od podszewki”, to opowieści z dwuletniego pobytu Autora w Państwie Środka. Nie, nie podróży z plecakiem i przewodnikiem „Lonely Planet”, ale właśnie pobytu, ponieważ Marek Pindral pojechał tam, aby uczyć angielskiego na uniwersytecie w Chengdu.
Oczywiście, początki nie były łatwe. Wrzucony w kompletnie inną kulturę, pomiędzy życzliwych, ale zamkniętych i nieufnych ludzi, stopniowo odkrywał obce dla człowieka z Europy zwyczaje. Na przykład to, że posiłków nigdy nie jada się w samotności. Że korzystanie z toalety jest również czynnością bardzo towarzyską. Że zimą Chińczycy śpią w płaszczach i czapkach, bo w domach nie ma ogrzewania. Że klaskanie na uroczystościach też wymaga próby generalnej. Albo że do przyrządzania kaczki po pekińsku przydaje się rowerowa pompka

   Jak to jest czytać o miejscu, którego nigdy się nie widziało, z którym nie ma się za wiele skojarzeń i którego mieszkańców się dotychczas nie poznało? Egzotycznie, zdecydowanie. Pełna obaw sięgałam po debiut Marka Pindrala i ciągle pukałam się w głowę - co też ja sobie myślałam, porywając się na nią. Nigdy przecież nie czytałam książek podróżników, Chiny zawsze były poza moim zasięgiem, więc nawet się nimi nie kłopotałam a tu nagle, bęc!, utknęłam w samym środku tego państwa. I muszę przyznać, że nie żałuję, bo otworzyło mi to oczy i zmieniło światopogląd o 180 stopni. 
   Co myślę, słysząc "Chiny"? Wielkie korporacje wykorzystujące tamtejszych mieszkańców, niemożliwie zanieczyszczone powietrze (w dużym stopniu przez Europejczyków!) i komunizm. A poza tym biedne wioski pełne rolników brodzących w wodzie, podczas sadzenia czy zbierania ryżu. Myślałam, że Chińczycy są podobni do Polaków, którzy buntowali się przeciwko ustrojowi i kombinowali jak tylko się da, żeby żyło się lepiej. O jak bardzo się myliłam. 
   Autor, otrzymawszy propozycję nauczania na chińskim uniwersytecie, nie waha się długo i mimo nieznajomości języka wyjeżdża z Polski na dwa lata, w czasie których naucza angielskiego i zwiedza kraj. Brzmi sielankowo? Wydawać by się mogło, że w dwudziestym pierwszym wieku praca na uczelni wyższej nie jest trudna. Studenci znają angielski, więc dogadanie się z nimi nie jest dużym problemem. Ale z władzami, węszącymi wokół niego, podejrzewającymi o szpiegostwo i propagandę, sprawa wygląda nieco gorzej. I tak, porównując gościnność polską, gdzie obcokrajowiec może czuć się naprawdę komfortowo (z wyjątkami, wiadomo!), tak w Chinach, gdzie nacjonalizm (czasami szowinizm) jest czymś naturalnym, zagraniczni goście mogą czuć się bardzo nieswojo i nie na miejscu.
   Ale wrócę do wątku z poprzedniego akapitu. Tylko nieliczni Chińczycy narzekają głośno na ustrój, w którym rząd wypłaca odszkodowania w fałszywkach a "dobro całego narodu" stawiane jest zdecydowanie wyżej nad dobrem poszczególnych jednostek, które w całym rachunku najzwyczajniej się pomija. Często sytuacja Chińczyków przypomina naszą - ich trzęsienia ziemi a nasze powodzie, i tak samo niskie odszkodowania - jednak oni są pokorniejsi, ich media raczej o tym nie mówią i mam wrażenie, że tamtejsi ludzie łatwiej godzą się ze swoim losem. Często żyją skromnie, a na pokoleniu jedynaków próbują zbudować swoją lepszą przyszłość. System emerytalny jest tam jeszcze gorszy niż u nas i młodzi mają na barkach od początku ciężar utrzymania rodziców. Często zdarzają się samobójstwa, przerażonych odpowiedzialnością młodych Chińczyków. 
   Jednak Chiny, to nie tylko polityczny, ciężki do zgryzienia kawałek chleba. To ludzie dumni ze swojej pracowitości, dorobku i bogatej historii oraz kultury. Dzięki propagandzie tłumaczą sobie niektóre rzeczy w nieprzewidywalny dla europejczyków sposób, ale może taki już ich urok. Tak samo jak kuchnia, w której nie marnuje się żaden kawałek mięsa (pies, kot czy chrząszcz) i żadna roślina. Bogaty i różnorodny spis przepisów nieco odmiennych w różnych częściach kraju to coś, czego można im zazdrościć. I nikt u nich nie będzie głodny. Jako ciekawostki autor czasem podrzuca jakiś ciekawszy przepis. I zdradza, z czego to Chińczycy nie produkują wina. A bywa naprawdę... obrzydliwie! 
   Do tego wszystkiego pojawiają się zdjęcia. Realistyczne do bólu, rzadko kiedy pozowane, złapane w kadr niewprawną ręką ale konkretne. Mogłyby być czasem lepsze, ale dobrze wiemy, jak trudno jest złapać ostrość znienacka i tak by nie spłoszyć obiektu zainteresowania. No i takie właśnie są Chiny. Kraj, którego wielu nigdy nie pozna.
   Zazdroszczę autorowi jego podróży, dobrze opisanej (choć czasem nieco chaotycznie), tego co zobaczył i tego, czego się nauczył. Gratuluję debiutu i liczę, że z każdą podróżą, w którą się wybierze, jego spostrzeżenia i fakty którymi nas uraczy będą równie ciekawe. Dość lekkie pióro, bijąca od tekstu sympatyczność i autentyczność autora, poglądy z którymi nie zawsze się zgadzałam oraz, a może przede wszystkim, rzetelny przekaz to cechy, o których będę pamiętać, gdy przed oczami znowu ujrzę nazwisko Marek Pindral. Od dzisiaj nie wzbraniam się już przed literaturą faktu i książkami podróżniczymi. To, że jakiegoś miejsca nie zobaczę na własne oczy nie oznacza, że nie mogę go poznać czyimiś oczami. A świadomość tego, co dzieje się na świecie, wydaje mi się jedną z ważniejszych cech osoby wykształconej.

*** Sprostowanie - zdjęcia nie są złe, są tylko średniej jakości. Wina wydawnictwa, nie autora.

10 komentarzy:

  1. Chętnie bym się z tą pozycją zapoznała, lubię od czasu do czasu takie pozycje poczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię tego typu ksiązki w których można bliżej poznać daną kulturę spojrzeć na nią od podszewki ...Chiny są bardzo ciekawym narodem , mieszanką różnych kultur i tradycji - stłamszonym przez komunizm ale nadal barwnym. Z chęcią bym przeczytała ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie najbardziej urzekły te dalsze rozdziały, o wędrowaniu po górach, wioskach, mało znanych miejscach. Fakt, nie są tak podzielone, jak poprzednie ale nie znalazłam tam niczego chaotycznego, po prostu wędrowałam razem z Pindralem i przyglądałam się tamtemu światu jego oczami. Żałuję tylko, że zdjęcia w książce rzeczywiście nie zawsze są dobrej jakości, bo p.Marek to znakomity fotograf - porównaj je sobie ze zdjęciami na jego stronie internetowej i zobaczysz, o czym mówię. Ale i tak to niezwykle ciekawa książka

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię książki podróżnicze. Tej książki jeszcze nie czytałam, ale poszukam jej w bibliotece. Całe wakacje spędziłam z książkami Beaty Pawlikowskiej :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niektóre książki Pawlikowskiej robią się niestety dość powierzchowne, Pindral wszedł w inną kulturę o wiele głębiej, niż ona

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że mogłabym przeczytać, chociaż za tego typu książkami jakoś nie przepadam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Milo, ze natknelam sie na opis ksiazki, ktora sama niedawno czytalam i tez wszystkim polecam, mam tylko dwie male uwagi do twojego tekstu - Pindral czasami stosowal w niej tzw. narracje szkatulkowa (wspomina zreszta o tym w przedmowie), co moim zdaniem bardzo pasuje do przyjetej przez niego formy opowiadania, czyli nie jest to "chaotyczne", jak piszesz; no i druga sprawa czyli zdjecia-gdybys zobaczyla jego swietna galerie z Chin, ktora ma na swojej stronie internetowej, to nie napisalabys o "niewprawnej rece", w ksiazce wiele zdjec mu po prostu poniszczyli. Widze, ze jestes studentka Akademii Gorniczo Hutniczej, wiec pewnych rzeczy mozesz nie wiedziec, ale z kazda recenzja na pewno bedzie lepiej. Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, nie zwróciłam uwagi na to wspomnienie bo nie jestem humanistką, owszem - co zauważyłaś studiuję na AGH, ale może właśnie dlatego książkę opisałam i odebrałam tak, jak wszyscy, którzy nie wiedzą nic o narracji szkatułkowej. A myślę, że takich osób jest dużo.
      Oceniałam książkę i zdjęcia, które w niej widziałam. Przepraszam, że nie przejrzałam całego internetu... Rozumiem, że to wydawnictwo "skrzywdziło" autora - ale nie wiedziałam o tym wcześniej bo autora nie znałam. Więc znowu: książkę odebrałam tak, jak odebraliby ją też inni czytelnicy nie znający autora.

      Usuń
  8. Fajna książka, mnie też się podobała. A jeśli chodzi o zdjęcia, to czasami rzeczywiście warto zajrzeć choćby w Google, żeby trochę się o autorach dowiedzieć - w przypadku p. Pindrala polecam Ci także jego spotkania autorskie, bo bardzo ciekawie opowiada i ilustruje wszystko na prawdę pięknymi zdjęciami

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz i poświęcony mi czas :)