2 grudnia 2014

gwoli wyjaśnienia, czyli lajfstajl frustracją powodowany

Cześć i czołem!

Nie, nie bójcie się, to jeszcze nie ten moment. Jeszcze nic nie zmalowałam. Jeszcze nie jestem lajfstajlowcem, ale podobno to się lepiej sprzeda (a ja jestem dilerem) i czasami czuję potrzebę wyrzucenia z siebie swoich przemyśleń (nigdy słusznych) dlatego...

Jeżeli w tytule notki nie będzie ani tytułu książki, ani stosu, ani nazwiska muzyka / nazwy zespołu muzycznego czy choćby tytułu filmu to...

Będzie to coś ala lajfstajl / pamiętnik / luźna frustracja / luźna refleksja / nic nie znaczące ogłoszenie.

Dlaczego nie osobny blog?
1. Nie porzucę tego. Za bardzo przywiązałam się do nazwy i w ogóle... (ponad 3 lata!).
2. Tutaj i tak prawie nikt nie wchodzi, więc Ci którzy jeszcze czytają po prostu mnie porzucą. Rozumiem to. Akceptuję. Biorę na klatę. 
3. Chcę mieć moje teksty w zanadrzu, chcę jeszcze czasem opowiedzieć Wam o jakiejś dobrej książce. Chociaż tego nie widać, słowo pisane to wciąż znaczący kawałek mojego życia. Od kiedy pamiętam "coś piszę, coś czytam".
4. Muszę przyznać, że ostatnio zawładnęła mną muzyka. Mogę o niej mówić godzinami, mogę wertować różne listy godzinami. Wracać do staroci, zachwycać się nowościami. I tutaj też chcę wciąż o niej wspominać, choć nie umiem o niej pisać tak, jakbym chciała.
5. Nie będę nikogo zmuszać do czytania. Naprawdę.

I najważniejsze. To mój blog. Mimo wszystko.
Ten krzyżyk, u góry, po prawej - on działa, jakby co.

I na dziś to byłoby tyle. 
Patrzcie bacznie na tytuły notek, jeżeli nie interesują Was posty "nieksiążkowe" - obiecuję Was nie oszukiwać i nie zwodzić głupio. Gdyby zależało mi na statystykach i wkurzaniu ludzi, już byście mnie na widłach wynieśli ;)

Będzie dobrze :)
Będzie inaczej.

18 komentarzy:

  1. Kto by pomyślał, że diler z Ciebie, ale nich Ci będzie :P
    Wyobraź sobie, że niektórzy bywają u Ciebie na blogu, rzadko to rzadko, ale bywają. Dlatego pisz kiedy chcesz, ja Ci nie wróg, chętnie przeczytam, może nie skomentuję, bo nie zawsze mam coś do powiedzenia, zresztą tak jak i teraz, ale wiedz, że Twój duch nie pójdzie w zapomnienie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aj, o Tobie wiem <3 Nie zapominam <3 I trochę się bałam, czy właśnie "stali czytelnicy" nie będą źli, że ich tu głupotami zamęczam... Ale skoro mówisz, że wybaczasz, to dobrze jest :) :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Daj spokój, jakie to zamęczanie, to tylko delikatne tortury, na szczęście dla fana mocny treści, to czysta przyjemność ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że Cię przekonała! I słusznie, to nie chodzi o to, że to się lepiej sprzeda (wiem, że Twoja wypowiedź to sarkazm). Po prostu ty masz tak genialne przygody życiowe, że żal tego nie opisać! A jak się przy okazji sprzeda dobrze, to co w tym złego:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Może lepiej, żeby się jednak nie sprzedawało :D Jeszcze więcej osób kiwających głową z politowaniem... :D Ojć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ograniczenia w żadnej znanej mi formie nie są dobre. Dlatego pisz do woli, na ostro i na słodko :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A mnie te ''luźne" wpisy bardzo cieszą, będzie więcej do czytania, zwłaszcza gdy nie możemy sobie siąść przy kawce i pogadać ;) Jak tragiczne i okrutne to jest?
    Sama zastanawiam się nad tym, czy nie zacząć coś pisać o muzyce i odbiec trochę od wiodącej tematyki bloga, w końcu po coś się siedzi całymi dniami z słuchawkami na uszach :P Ostatnio aż mi się zepsuły :( I to jak na złość przy fajnej piosence...
    PS Mój Disqus mnie nie lubi :(

    OdpowiedzUsuń
  8. O nie, zepsute słuchawki to tragedia, która dotknęła mnie już kilka razy i za każdym razem jest tak samo źle... A co do wpisów o muzyce, nie mam nic przeciwko - chętnie "kopiuję" ulubione kawałki od innych i zapętlam :)
    Ech, no tak, odległość to odległość. Z tym nie wygrasz... Dobrze, że jest internet, i targi :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja tym razem pobiłam jakiś rekord, moje pioneery zepsułam dopiero po roku xD Na szczęście tata zmienił kabel i działają, bo ta jakość dźwięku jest... wow!

    Ja robię tak samo :P Chociaż ostatnio odkryłam masę kawałków przez przypadek dzięki Spotify ^^ A Tobie to ja się chyba nigdy nie odwdzięczę za uzależnienie od Arctic Monkeys. Tylko ,,Do I wanna know?" jest w stanie zmusić mnie do wstania w środku nocy na mecz :D
    Nom, całe szczęście. Inaczej bym się załamała...
    PS. Hasło mi nie chciało wejść, pieron wie czemu. Myślałam, żeby dorzucić go do swojego bloga, ale trzeba mieć na to czas, żeby to zrobić. A na razie go nie mam. W ogóle. Czytam gdzieś w locie, egzemplarz recenzencki mnie straszy od ponad miesiąca i w ogóle jakaś tragedia...

    OdpowiedzUsuń
  10. :) było dobrze, jest dobrze, będzie dobrze :) dla mnie niezmiennie na plus :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ech, a ja miałam dobre słuchawki ale zepsułam i zamiast męczyć się z naprawą kupiłam nowe, tańsze. To był zły pomysł, ale się przyzwyczajam.


    Jejć, to dzięki mnie uwielbiasz Arctic Monkeys? Jestem z siebie dumna i cieszę się bardzo :)


    Dobrze, że chociaż w locie czytasz... Ja już całkiem straciłam chęć. A może książka mi nie podchodzi? No nie wiem, ale wstyd przyznać, że blog nazywa się booksbibbing a jedyne książki z którymi obcuję od czasu do czasu to albo "Klimatyzacja" albo "Odpylanie"...

    OdpowiedzUsuń
  12. Wy się nakręcacie, a na mnie presja rośnie. Ale ok. Sesja idzie nieźle, siąde jeszcze dziś do pisania, tylko zastanawiam się, czy sfrustrować się z grubej rury (żaden problem, jestem już w odpowiednim nastroju) czy może jednak nie dobijać Was przy takiej pogodzie i napisać o tym, jak cudem dotarłam do Paryża. Chyba wygra to drugie, żeby nie wyszło od razu szydło z worka.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja jak już moich pioneerów kiedyś nie będzie się dało ożywić, to kupie nowe, ale też pioneery. Marnej jakości dźwięku już nie przeboleję po tym cudzie ^^


    Tak! Dzięki Tobie :D Po Twoim poście cały dzień słuchałam całej płyty i w sumie, to już mi tak zostało xD


    Czytam na przerwach, na luźniejszych lekcjach... Kiedy się tylko da. Tym sposobem udało mi się przeczytać jedną książkę na czytniku, z którym się praktycznie nie rozstaję, ale gorzej z tymi papierowymi. Nie wyobrażam sobie do mojego i tak ciężkiego już plecaka, dorzucać kolejną cegłę. Więc tak, z tym już jest słabo. Strasznie słabo.



    Hm... Ja takie stany jak Twój zawsze leczyłam Grantem. Ten facet zawsze mi przywracał wiarę w literaturę ^^ Albo może spróbuj przeczytać coś Colleen Hoover? Albo Jennifer L. Armentrout? Kurczę, podrzuciłabym Ci coś ze swoich zbiorów...

    OdpowiedzUsuń
  14. <3 <3 <3 Jak już uporam się z sesją to ruszę swoje cztery litery do biblioteki i może coś takiego fajnego znajdę :) Na razie ratuję się romantycznymi filmami na których duuuużo się płacze.

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj tam. Twój blog i możesz na nim pisać, co chcesz. Nie piszesz dla statystyk, tylko dla siebie. A czytelnicy zawsze się znajdą;)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz i poświęcony mi czas :)