16 lutego 2014

Na początek ferii: stos. I przemyślenia a propos studiowania.

Dzień dobry! Dobry wieczór!

Sesja w końcu dała mi żyć i jestem już w domu, przeczytałam najnowszą Evanovich, wyspałam się we własnym łóżku i mama upiekła mi tort "Piernikowe serce". Mogę umrzeć.

A tak na poważnie to wracam. Nowy szablon jest, magiczne 50 tysięcy przekroczone i chociaż mając za sobą trzy lata jest to wynik raczej poniżej średniej to mimo wszystko jestem dumna, że to wszystko nadal się kręci. A ja czytam i wciąż znoszę do domu książki. Ostatnio znowu wysyp recenzyjnych, ale jak zobaczycie stos, to zrozumiecie dlaczego nie mogłam się oprzeć. Przed-przedwczoraj koleżanka mnie spytała, dlaczego i czy mi się chce recenzować te książki. Oj chce mi się, bo jak pozbyć się z siebie tych wszystkich achów i ochów, gdy rodzina i znajomi już nie chcą słuchać? ;) No i jak odmówić kolejnych genialnych książek? I jak nie szukać nowych na cudzych blogach? Nałóg. Można to leczyć, ale po co? :D


Nie są to wszystkie zdobyte książki, ale tylko te dałam radę przetransportować z Krakowa do domu.
1. "Wystrzałowa dziewiątka" Janet Evanovich (Recenzja jutro, najpóźniej pojutrze!).
2. "BZRK" Michael Grant (Po "GONE" nie mogłam się oprzeć, do tego ta cena! 10 zł w Matrasie :))
3. "Król uciekinier" Jennifer A. Nielsen (Po "Fałszywym Księciu" czekałam i się doczekałam.)
4. "Alchemia miłości" Eve Edwards (Okładka + recenzje + średniowiecze = must have!)
5. "I wciąż ją kocham" Nicholas Sparks (Love-Finta! Moje drugie podejście do Sparksa po "Nocach w Rodante", mam nadzieję szczęśliwsze bo film bardzo mi się podobał.)
6. "Chiny od góry do dołu" Marek Pindral (Chiny, kraj którego pewnie nigdy nie odwiedzę ale chcę poznać bo czuję się geograficzno-kulturowo-politycznym analfabetą).


A co do sesji.... była bolesna, zaliczyłam jednorazowe niespanie do 6 rano (projektowe-love) i wylałam przez nią kilka łez a mózg mi płonął i z uszu dymiło ale przetrwałam, bo:

a) AGH! No nie mów, że ty mnie nie przepuścisz.
b) Do domu! Do domu! Do domu!
c) Zdrowe podejście do sesji: spanie do 12 skoro późno poszło się spać (regeneracja przede wszystkim), sukcesywne przyswajanie wiedzy (przeczytaj chociaż raz te notatki), strojenie się na egzamin (jeżeli nic nie umiesz to przynajmniej wyglądaj) i witaminy, duuużo witamin.

PS. Nie wiem jak inni, ale ja miałam spory rozstrzał między egzaminami i gdy tylko się dało odpoczywałam/imprezowałam ze znajomymi. I dlatego niestety z obu egzaminów mam 3,5. Ale co wytańczyłam i wygrałam w scrabble to moje :) Więc pamiętajcie: nauka nauką ale studia trwają tylko kilka chwil, które miną w tempie ekspresowym. Sama jestem na półmetku (planuję magisterkę) i z jednej strony wiem, że uczyć się trzeba i trzeba rozumieć to czego się uczymy, ale w przyszłości to najczęściej inni ludzie zadecydują o naszej przyszłości. Jeśli nie o całej, to na pewno o jej części. 
[Więc jeżeli ktoś odcina się od ludzi albo przychodząc na studia, oddziela przeszłość grubą kreską i zapomina o znajomych z liceum to ja mówię mu stanowcze: opamiętaj się. Każdy ma swój wybór, ale w ciszy swojego pokoju warto się zastanowić, za czym my tak gonimy. I czy ten kolega z liceum kiedyś nie wypnie się na nas tak samo.]

Wiem, że brzmi to okropnie przemądrzale i w stylu Coelho, ale mam już dość słuchania o tej "okropnej" sesji i pouczania mnie, że skoro sesja to trzeba się uczyć dniem i nocą bez wytchnienia (i nie wolno narzekać na swoją sesję, bo ten ktoś na pewno ma gorszą). Uczę się cały rok - to taki kierunek gdzie są kolokwia, wejściówki, sprawozdania itd. cały rok. Sesja to podsumowanie tego wszystkiego. Nie jest lekko, drę włosy z głowy ale nie dam się zwariować. Mam już dość, gdy inni wywołują u mnie wyrzuty sumienia. 
[Jeśli zatem masz przed sobą kilka dni do egzaminu bo Twój wykładowca zrobił sobie wakacje w środku sesji, to Ty też zaszalej i się zresetuj. Taki jest mój przepis na sesję.]



Jasne, że są te mityczne kierunki, na których studenci ryją na pamięć książki telefoniczne ale nie oszukujmy się, że jest ich tak wiele. I nawet jeśli jesteś studentem takiego kierunku to nie obrażaj kogoś, kto wybrał coś mniej heroicznego. Nie wszyscy muszą leczyć jak "Dr House", nie wszyscy muszą szaleć w sądzie jak bohaterowie "Suits", nie wszyscy muszą... no kurcze, zawodów jest niezliczona ilość a wszystkie potrzebne. Nie wszyscy muszą też studiować i mam nadzieję, że społeczeństwo zrozumie kiedyś, że bez fachowców (hydraulików, mechaników i tym podobnych absolwentów techników) zginiemy. A jeżeli nadal nie rozumiesz, zachowaj to dla siebie nim zepsujesz komuś dzień a potem skoczy on z mostu. 

Uśmiechnij się, to moja prośba. Świat potrafi być wystarczająco zły i bez Twojego negatywnego nastawienia (znam z autopsji). Gandhi powiedział coś o tym, by być zmianą, którą chce się zaobserwować w świecie. Przybijam mu piątkę i nie obrażam studentów innych kierunków i nie studentów - no chyba, że zaczną pierwsi ;) 

A Wy co na to? 

11 komentarzy:

  1. Gandhi też kiedyś wspomniał, by żyć tak, jak by się miało umrzeć jutro, ale uczyć się, jakbyś miała żyć wiecznie :)
    A w kwestii wszystkich przemyśleń "okołostudyjnych" i życiowych - gdyby myślała tak chociażby co trzecia osoba, świat wiele by zyskał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego nie twierdzę, że się nie uczę, ale żyć wiecznie nie będę - zatem staram się oszukiwać siebie i innych jak najmniej i mimo wszystko korzystać z życia. Więc denerwuje mnie ktoś, kto jawnie potępia mój sposób myślenia i bycia a tak naprawdę gdy zamyka drzwi swojego pokoju odpala internet, seriale i traci czas po prostu na coś innego.

      Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Zgadzam się z Tobą;) Denerwuje mnie podejście: "mam sesję, więc muszę się uczyć 24h na dobę i nie mogę nawet przez chwilę odpocząć". Ale może przeszkadza mi w tym fakt, że ci ludzie są mimo wszystko bardziej ambitni ode mnie? Bo wolę wyspać się przed egzaminem niż poświęcić całą noc na ponowne czytanie notatek...
    A o znajomych z liceum nie można zapominać. Żadnym znajomym nie wolno tego robić.

    Jeśli chodzi o książki z Twojego stosiku - czytałam tylko Sparksa. Rzeczywiście, ta książka jest lepsza niż "Noce w Rodanthe". Życzę przyjemnej lektury;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli wszystko jasne, kieruje nami zazdrość. Trochę pewnie tak, ale mimo wszystko zawsze mi przykro gdy kolega/koleżanka dostaje słabą ocenę a wiem, że to potrafi, tylko profesorskie ocenianie rządzi się bardzo różnymi prawami.

      Heh, ja nie należę do tych, którzy się wysypiają przed egzaminem bo zawsze zostawiam sobie coś na ostatnią chwilę lub ze stresu sprawdzam, czy na pewno to jest to, co powinnam napisać, ale rozumiem. Tak naprawdę niewiele ta szamotanina zmienia, więc może lepiej nie umierać podczas pisania i nie słaniać się na nogach ;)

      Pozdrawiam i dziękuję :)

      Usuń
  3. Piękne przemyślenia! Zgadzam się w 100%. Okres studiów trzeba wykorzystać jak najlepiej, bo już nigdy nie wrócą tak beztroskie lata, jak te studenckie. Sama w czerwcu zakończyłam studia magisterskie i teraz pracuje. Właśnie. Średnio można pobalować, czy odespać grubą imprezę, gdy następnego dnia trzeba wstać na 7 do pracy hehe ;) Powodzenia i miłego wypoczynku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też to ciągle słyszę od starszego rodzeństwa :) Więc staram się wszystko pogodzić: studia, czasem praca, blog i książki, znajomi i imprezy a w przyszłości może nawet jakieś podróże. Ale się nie zapędzam :)

      Usuń
  4. A ja przymierzałam się do studiów filologi angielskiej i... mi się odwidziało. Wyczytałam, że trzeba na nie mieć dobre lub bardzo dobre pojęcie i języku a ja takowego nie mam. Ogólnie chodziło mi o naukę języka a na drugim miejscu stawiałam korzyści jakie mogłabym z tego mieć. Wyczytałam jednak, że są szkoły języczne dla dorosłych i to tam powinny się kierować osoby takie jak ja - chcące się nauczyć języka, a nie nadać mu odpowiedni tor typu - tłumacz czy nauczyciel. Chcę go najpierw umieć, a potem można ruszyć na filologię angielska :) od tak z przyjemności nie przymusu. Ja sobie zdaję sprawę (mimo, że nigdy nie studiowałam), że studia niezależnie na jakim kierunku są ciężkie i prędzej czy później wyklina się je od wszystkich diabłów. Ale myślę, że to coś pięknego uczyć się czegoś co się lubi a nie bo ktoś nam to każe robić. Ja chcę od dawna robić coś w kierunku angielskiego, jednak nie przeszkadza mi w tym to, że mając świadomość że moje koleżanki poszły np na rachunkowość to im zazdroszczę, że się uczą mają milion kartek do wykucia i gdzieś tam na poboczu stykają się jeszcze z moim kochanym angielskim. Czasem aż bym im chciała lekcje odrabiać nawet nie wiedząc czy bym umiała :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to już szaleństwo ;) A tak na poważnie, to fakt, dobrze jest studiować to co się lubi i co chce się robić. Nie zawsze się da, nawet gdy pójdzie się na odpowiednie studia (zbędne przedmioty, które zabierają tylko czas i szargają nerwy) ale dobrze wiedzieć czego się chce i tak jak mówisz, nie ma co się spieszyć jeżeli konsekwentnie zmierza się do celu :)
      Powodzenia!

      Usuń
  5. Ja do tej sesji podeszłam na luzie. Jestem przykładem kujonka. Tzn. byłam (na szczęście). Bo wiele się zmieniło. Dzięki moim znajomym dowiedziałam się jak pogodzić studia z wieczną imprezą :) Szkoda byłoby skończyć studia i nie przeżyć żadnej szalonej przygody :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Da się? Da się!
      Ja miałam szalony pierwszy rok, bardzo spokojny drugi (zero imprez, prawie tylko i wyłącznie nauka i praca) a teraz myślę, że złapałam jako tako równowagę. W sesji miałam tylko jeden drugi termin, a na imprezach/posiadówach byłam kilku (od sylwestra), więc nie jest źle.
      Prawda, szkoda byłoby słuchać o tych imprezach a samemu w akademiku/mieszkaniu gnić, więc trzeba korzystać i kolekcjonować własne wspomnienia :) Tak trzymaj, nie zginiemy ;)

      Usuń
  6. Ooo, mój ulubiony Michael Grant i ,,BZRK'' :D Czekam na Twoją recenzję :) ,,Chiny od góry do dołu'' też się fajnie czytało, tylko że z domu nie bardzo ją zabierać ze sobą, bo ciężkie toto :P ,,Alchemia miłości'' kisi się na półce razem z drugą częścią i grzecznie czeka na swoją kolej, ale siostra z mamą chwalą :)

    Do studiów masz bardzo zdrowe podejście :) Mam nadzieję, że gdy nadejdzie moja pora, będę myślała podobnie i nie dam się zwariować :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz i poświęcony mi czas :)